Wróciliśmy z Piły.
Wycieczka odbyła się w gronie dwuosobowym, mimo wcześniejszego dużego zainteresowania ze strony grupy kujawsko-pomorskiej. Pojechaliśmy ja i Newman, nomen omen takimi samymi silnikami, tyle że w Sedanie i w Avancie.
Start odbył się w słońcu, ale pogoda po drodze zrobiła psikusa o stała się dosyć koszmarna. Poranek urozmaicony deszczem o różnych rodzajach kropli, od takich małych drobniutkich po duże i dudniące po szybach.
Spotkaliśmy się przed Nakłem i dalej pomknęliśmy dziesiątką połykając po drodze dziesiątki wymijanych mobilków.
Przed hotelem w Pile-Płotki zameldowaliśmy się spóźnieni względem licytowanej godziny dziewiątej może o jakieś piętnaście minut, ale tak jak podejrzewaliśmy - termin nie był jakoś ściśle restrykcyjny i zmęczone lub skacowane bractwo jeszcze nie powypełzało ze swoich pokoi. Koniec końców moderatorzy w osobach madasa, kuredu i musashiego stanęli na wysokości zadania i zaczęli spinać całość załogi jakoś spójną klamrą. Otrzymaliśmy plakietki, których wbrew wcześniejszym forumowym zapowiedziom nikt na lotnisku nie sprawdzał, i zaopatrzeni w nie zaczęliśmy formować szyk aczwórek, który wprowadzić miał w niejaką konsternację przygodnych zmotoryzowanych i przechodnych Pilan. Przed wpół do jedenastej zakorkowaliśmy ulicę Kossaka. Jeden z naszych - zanim jeszcze przyjechał eskortujący nas radiowóz policyjny - stanął w poprzek wjazdówki "10" do Piły, żeby umożliwić spójne sformowanie kolumny. Zgodną tyralierą pomknęliśmy ku lotnisku.
Frekwencja była dość duża, jak na zloty marki. Na lotnisku odmeldowało się prawie sześćdziesiąt aczwórek. Doliczając jeszcze tych, którzy nie dali rady ze krwi wyrugować nadmiaru promili lub wynikających z nich powikłań pozostawili swoje auta na miejscu, więc pewnie łącznie audiczek doliczyć się można by było jeszcze więcej.
Na miejscu aura przeplatana jak w hinduskim filmie. Ściganci na ćwiartkę mieli szansę poćwiczyć na mokrym i na suchym.
Przeciwko audiczkom stanął Mustang V8 4.6 i w kałużach nie radził sobie z napędem Quattro nawet w niepodkręconym A4 3.0 TDI.
Furorę robił oczywiście malik w swojej esce - bezkonkurencyjnie wygrał w plebiscycie na najładniejszą furkę osiągając dwukrotną przewagę nad drugim ze stawki. Utrzymuje też, że jesienią będzie próbował pozbyć się swojego wozu, bo powiększyła mu się rodzina.
Można było sobie polatać samolotem, który efektownie nurkował aż ku pasowi wyścigowemu. My oglądaliśmy podniebne ewolucje z perpektywy ludzkiej mrówki. Do dyspozycji stał też szybowiec, były loty paralotnią i skoki spadochronowe.
Na uboczu wielkiego świata i my popróbowaliśmy swoje autka. Ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że mam jakiś ubytek mocy, bo Newman na trzecim biegu troszkę mi zaczynał odjeżdżać, a dawał po garach na tyle, że mocno zagrzały mu się klocki. Mnie zdopinguje to do tego, żeby przejechać się na hamownię. Poza tym muszę też założyć nowy akumulator podciśnienia po tym jak sperforował mi stary. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Połknęliśmy przydziałowe kiełbaski, zagryźliśmy chlebkiem, a po powrocie z lotniska czekała na nas jeszcze pierś kurczaka w sosie własnym prosto z prodiżu i opiekane ziemniaki. Otoczenie miłe, leśne, wieczorna impreza odbywa się właśnie bez nas, a szkoda - bo bawią się zapewne wyśmienicie.
Optymistyczne jest to, że zarówno w drodze powrotnej jak i w tamtą stronę żadnemu miśkowi nie udało się przyłapać nam na grzechu, a bywało, że deptaliśmy równo. Nie błysnął też żaden ze śmietników, które poustawiane po drodze zostały w takiej ilości, że aż proszą się o los zgotowany im przez bystrych anglików http://www.speedcam.co.uk/gatso2.htm