Jak dobrze zrozumialem, to szkoda nie byla z Twojej winy, prawda?
W takim wypadku, dzwonisz do ubezpieczyciela i mowisz: zanizyliscie kosztorys, prosze o poprawe, w przeciwnym razie szkoda zostaje naprawiona bezgotówkowo.
Nikt nie zabroni ci robic tego u Kazia w stodole, jak równiez poczuc sie jak prezes pijac kawke w serwisie i patrzec jak sie samochod naprawia.
Ubezpieczyciel nie moze Tobie zabronic naprawy w ASO!
Na Twoim miejscu nie szukał bym oszczednosci i zarobku, tylko oddal samochod do aso, bo nawet jak spapraja, to beda poprawiac, a pan Kazio? - rozlozy rece i powie: jaka płaca taka praca...
Na przyszlosc: nie podajcie od razu konta przy wycenie lub nie podpisujcie jakichkolwiek dokumentow, bo jak przeleja kase, sprawa moze zostac zamknieta i pozniej juz bedzie ciezko odzyskac lepsza wycene czy mozliwosc naprawy w ASO.
Ja tak miałem: dostalem w bok, kobieta przyznala sie, przyszedl rzeczoznawca i mowi: wg mnie tyle i tyle warte, a ze ja bylem cwanszy to podjechalem do ASO i mowie w czym rzecz. Wycenili +/- ile wyjdzie naprawa wiec ja do rzeczoznawcy: wg mnie powinno byc tyle i tyle. On oczy skąd to mam a ja twardo: albo podniesie wycene, albo jade do ASO, ja nie chce zarabiac ale chce dobrze zrobic, kupic nowe czesci a nie klepac i tyle mnie to bedzie kosztowac, jak sie zgadza to OK, jesli nie to jade do aso. Koles poprosil o dzien na przemyslenie, wyposrodkowal wycene a ja wyrazilem zgode. Z nimi tak nalezy rozmawiac, oni zawsze minimum albo najlepiej wgl niewyplacac, wiec odwracamy sie na piecie mowiac im: jade bezgotowkowo do serwisu i tyle w temacie
I tak właśnie zrobię. Za wycenę w serwisie trzeba coś zapłacić?