Witam klubowiczów, miałem ostatnio awarie, której nie mogę zdiagnozować, ani wywołać, liczę, że może ktoś tutaj zetknął się dokładnie z takim przypadkiem.
Mianowicie dwie sytuacje:
1. W korku na rozgrzanym silniku przy ruszaniu, auto po prostu zgasło, po czym nie chciało odpalić, rozrusznik nie kręcił, jedynie 'skrzeczenie'. Po zepchaniu na bok, po czasie zaczynał pomału kręcic, ale w miarę kręcenia moc spadała i kręcił coraz krócej. Zostawiłem go na jakieś 10-15 minut, po czym spróbowałem jeszcze raz, z bólem odpalił trzesąc całą budą. Po tym chodził normalnie.
2. Po przejechaniu może z 300 metrów od odpalenia zatrzymałem się przed szlabanem, dość gwałtownie zrzucając jednocześnie na 'luz', auto zgasło i w zasadzie schemat powtórzył się, nie kręcił, po chwili kręcił, a po dłuższej przerwie zakręcił normalnie bez żadnych objawów. Ogólnie wygląda to tak, jakby coś się mocno rozładowało i potrzebowało czasu, żeby się naładować.
Za drugim razem od razu pojechałem sprawdzić go na komputerze, ale nic nie wyszło, mechanik nie zauważył też nic niepokojącego. Zostawiłem go w Audi VCentrum, pomyślałem, że może tam się zetknęli z czymś takim skoro zajmują się tylko jedną marką, niestety znaleźli tylko jakiś błąd na wlewie paliwa i tyle.
Auto jeździ normalnie, zero znaczących oznak usterki, kontrolek, jedynie ostatnio słyszę coś jakby jednostajne dudnienie, dość cichy, niski dźwięk słyszalny w kabinie i stojąc przy lewym świetle z podniesioną maską.
Dodam, że około 5 tysięcy km temu zmieniałem rozrząd z pompą, oleje, filtry itp. Obie sytuacje dzieli około miesiąc, gdzie auto było normalnie użytkowane, w trasie (500km), po mieście. Ma nalatane 170 tysięcy.
Będę wdzięczny za jakieś wskazówki, nie chciałbym w ciemno wymieniać połowy auta, a może akurat ktoś z Was miał podobną sytuację. Teraz to tykająca bomba, pewnie wiecie jak palą ludzie wzrokiem, jak stoisz na środku drogi na awaryjnych