Na wstępie chcę tylko dodać że to jest mój pierwszy wpis na forum, jako że dopiero przymierzam się do zakupu fury ze stajni "0000".
Przebrnąłem przez cały wątek od samego początku, i chyba jestem przygotowany do rozmów ze sprzedającymi na temat nowego parametru, nieznanego mi wcześniej: ile OLEJU pali ta fura....:)
Podsumowując wszystkie 32 strony, a w szczególności kilka ostatnich postów, opcje są dwie:
opcja I - ustalić że auto ma problem rozwiązany (w historii pojazdu w czasie napraw w ASO lub na podstawie faktur jeśli remont był robiony pod gwarancji)
opcja II - wynegocjować min 5 tys na eliminację problemu pożerania oleju, który już występuje albo wystąpi lada moment
Jeśli żadna z powyższych nie jest możliwa, jest jeszcze opcja III, w zasadzie możliwa tylko jeśli kupujemy auto z ogłoszenia prywatnego (a taki mam plan). Jeśli ktoś użytkuje auto na co dzień, MUSI wiedzieć ile oleju pobiera silnik, więc nie powinien mieć problemu z wpisaniem na umowie takiej informacji, że auto nie pobiera więcej niż deklaruje producent - oczywiście do sprawdzenia w jakimś realnym czasie od zakupu, powiedzmy góra 2 tygodnie.
jeśli sprzedawca jest uczciwy i faktycznie nie dolewa horrendalnych ilości oleju (a kilku już mnie o tym zapewniało), nie powinno to stanowić dla niego problemu. Jeśli coś jest na rzeczy i bańka z olejem znika z bagażnika tylko na potrzeby prezentacji auta kupującemu - wiadomo że nikt na taki zapis nie pójdzie, ewentualnie chętniej zejdzie z ceny.
Piszę o tym mając na uwadze wcześniejsze wątki o ujawnieniu problemu po dość krótkim czasie od zakupu, oraz późniejszych próbach pociągnięcia do odpowiedzialności sprzedawcy. Taki zapis w umowie sprzedaży w zasadzie zabezpiecza kupującego przed ryzykiem kosztownego remontu zaraz po kupnie auta, i nie naraża sprzedawcy na nieprzyjemności - przecież jeśli silnik bierze olej to wyjdzie to w ciągu kilku dni, czy nawet drogi powrotnej do domu....
Co o tym sądzicie?