W firmie mieliśmy podobną sytuację...
Poprosiłem kumpla, żeby zabrał A4 z firmy i gdzieś zajechał, mówiłem mu żeby jechał spokojnie. Na remontowanym węźle/dwupasie w Bielsku, ktoś mu wyjechał zza słupków, poleciał bokiem w słupki (nawet zwrotnice skrzywił). Sprawca uciekł. Kolega sam zaproponował, że zapłaci za szkodę. Ze średniego spalania i z jego opisu zdarzenia, można było się domyśleć jazdy pełnym piecem. Zapłacił 23% udziału własnego i stracone zniżki na okres 2 lat.
Kolejna sytuacja to jak ostatnio pracownika oślepiło słońce. Wjechał w inny samochód przy prędkościach parkingowych. Nic nam nie zapłacił, też nikt od niego nie chciał - przy normalnej jeździe każdemu się może zdarzyć.
Moim zdaniem jeśli właściciel samochodu siedział obok i nie reagował na zbyt szybką jazdę (o ile była, a pewnie była), to nie powinien chcieć kasy od kierującego.
A jeśli wszystko było przepisowo, no to trudno, ale raczej domaganie się kasy od kierowcy nie jest OK.