witam serdecznie,
Chciałbym podzielić się z Wami - drodzy koledzy - swoim ostatnim przeżyciem. Otóż wybrałem się ostatnio z żoną na urlop do Zakopanego swoją niunią, a że jestem z podlaskiego, to miałem do zrobienia ponad 600 km. No i w drodze powrotnej w okolicach nowej obwodnicy Wyszkowa, samochód zaczął mi szarpać plus do tego zaczął migać check engine, podjechałem jeszcze parę metrów, w poszukiwaniu parkingu, wtedy spod maski zaczął wydobywać się dym. Zatrzymałem szybko auto, zgasiłem, otworzyłem maskę, no i jak przyje...ało żywym ogniem dobrze że miałem gaśnice pod ręką, także nic poważnego się nie stalo. Diagnoza - spalona cewka. Widocznie od temperatury musiala się zapalić, i zajeła pokrywę silnika. Nadmienię, że była niedziela - godzina 23.
Koszty: cewka 155 zł, laweta - 700 zł, stracona noc + wkurwienie żony.
I teraz tak - dzwonię do serwisu - pytam o co chodzi, a tam informacja, że to normalne, te silniki tak mają, że się często cewki palą, no i musiało być silniejsze przebicie że dało ogniem.
Kurrrrrrrrr....a, jak to normalne???? że samochód się pali? przecież to nie duży fiat, kuźwa. Nie daj Boże żebym nie miał gaśnicy, albo żeby żona sama jechała - kaplica. Do dzisiaj nie mogę tego pojąć.
Dodam jeszcze, że wymieniłem cewkę i chodzi jak zegarek, żadnych błędów.
Sorry za żale, ale powiem szczerze, że to moje 3 audi z rzędu, no i ostatnie.
Pozdrawiam,