o f*ck ... przeczytajcie to :polew:
Historia ślubna, zasłyszana od fryzjera podczas długich przygotowań panny młodej, mamy i świadkowej do ślubu:
Miejsce akcji: Wołomin, kościół z tradycjami
Uczestnicy akcji:
Panna Młoda - uczestnik bierny i niemy
Ksiądz - słynący z tego, że zapominał imiona tych, którym udzielał wszelkich sakramentów
Pan Młody - ponieważ był w kompletnym stresie, ktoś wpadł na pomysł, żeby go napompować hydroksyzyną (chyba), która podziałała jak najlepsze dragi z Berlina
Tuż przed przysięgą Ksiądz zrobił to, co zwykle - zapomniał, z kim ma do czynienia.
Opuścił mikrofon i zapytał:
- Jak pan ma na imię?
Długa chwila ciszy, Pan Młody nie zajarzył, a może nie usłyszał.
Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu:
- Jak pan ma na imię?
Piętnaście sekund ciszy, z których każda - jak to w kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Schwycił mikrofon i bardzo poważnie, z mocą w głosie przemówił:
- Pan ma na imię Jezus.
:polew: