Maria Kaczyńska wyjechała na weekend.
Prezydent nie miał co do gęby włożyć, więc zabrał dwóch ochraniarzy BOR-u i wybrał się do restauracji.
- Co pan poleca - pyta kelnera.
- Dzisiaj mamy wyśmienitą zupę z żółwia - odpowiada kelner. Prezydent zamówił polecaną zulę, czeka 30 min, 40 , 50 ................... Zniecierpliwiony wysyła BOR-owika do kuchni. Ten wchodzi i pyta - co tak długo z tą zupą ???
Widzi, że kucharz trzyma żółwia i macha mu nożem przy skorupie chcąc uciąć łeb.
Ale co ciachnie to żółw chowa głowę do skorupy.
BOR-owik na to - pomogę panu.
Przytrzymał skorupę wielką łapą, wsadził żółwiowi palec w du.ę. Żółw wytrzeszczył gały i wyciągnął prężnie szyję a kucharz obciął mu łeb.
Zachwycony kocharz pyta BOR-owika - ależ to było świetne, skąd zna pan taką sztuczkę ?????
BOR-owik na to - Widzi pan naszego prezydenta ? Szyi nie ma a krawaty nosi !!!