Witam.
Nie wiem czy to jest odpowiednie miejsce na taki post ale postanowiłem się podzielić tym co mnie spotkało w ostatnim miesiącu.
W wielkim skrócie. Dwa miesiące temu zakupiłem czteroletnie A4 sprowadzone z Niemiec. Wszystkie przeglądy na czas, licznik nie kręcony.
Po miesiącu będąc w Niemczech przy granicy szwajcarskiej auto zgasło na trasie i już nie odpaliło. W ASO w Niemczech stwierdzono, że uszkodzony pompowtrysk i zostanie wymieniony na ich koszt. Miłe zaskoczenie z mojej strony. Po kilku godzinach dostałem rachunek z informacją, że 100% płaci Audi ponieważ auto serwisowane od samego początku w ASO.
Mija miesiąc. Identyczna sytuacja spotyka mnie w Polsce - auto gaśnie na trasie i nie odpala. Laweta i auto jedzie do polskiego ASO. W serwisie stwierdzają, że uszkodzony pompowtrysk. W historii auta widzą, że wszystkie serwisy na czas, oraz że miesiąc wcześniej wymieniony pompowtrysk. Aby ASO mogło wysłać zapytanie do centrali potrzebna jest książka gwarancyjna. I tu zaczynają się schody... Okazuje się, że w Polsce wymagana jest pieczątka na pierwszej stronie, salonu, który sprzedał auto. Niestety pieczątki nie ma i auto nie zostanie naprawione w ramach kulancji tylko przy wkładzie własnym - 3000 PLN. ASO wystawia mi rachunek na 202 PLN za diagnozę. Aby nie tracić czasu wzywam lawetę na własny koszt i zawożę auto do niemieckiego ASO. Tam oczywiście bez problemu zostaje wymieniony drugi pompowtrysk za darmo.
Gdzie tu logika?
Ciekawi mnie co by było gdyby do polskiego ASO przyjechał Niemiec z nowym autem nie mający wbitej pieczątki salonu, który sprzedał auto.
O to Polska właśnie. : (