Byłem w czwartek. Buraki z podwarszawskich miejscowości przyjeżdżają astrami w spojlerach riegera, otwierają bagażnik i leci za***iste polskie disco. Jeżdżą po pijaku. Albo chłopczyki zabierają rodzicom zajebistego merca, biorą koleżanki i przyjeżdżają się polansować.
Stałem przez godzine na wiadukcie i patrzyłem jak maluch próbuje kręcić bączki a blachary chodzą i szukają sponsora.
Nagle jakiś koleś (który pił browary z kolegami) wsiadł na moto i zaczął na jednym kole jeździć. W pewnym momencie nie wyhamował i zajebał w samochód. Wszyscy się zbiegli, popatrzyli i wrócili na swoje miejsce. Czad...
Jakoś mnie to nie zachęciło do kolejnej wizyty. Za dużo piwa i wódy tam jest a to w połączeniu z jazdą czymkolwiek kończy się niedobrze.