Skocz do zawartości

Yelo

Pasjonat
  • Postów

    1859
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Yelo

  1. Jutro prognozy wykluczają opady, popadać mogło jeszcze dzisiaj, ale na szczęście deszcz nie wypaczył wyników kwalifikacji (nie mam nic przeciwko opadom w trakcie wyścigu)[br]Dopisany: 04 Sierpień 2007, 15:32 _________________________________________________P5, mogło być lepiej, ale też można się cieszyć...

    Gdyby wczoraj nie miał problemów ze skrzynią biegów (znowu...), to mógłby dzisiaj nawet stanąć na podium :naughty:

  2. Zależy od sposobu używania... Jeżeli ktoś często wsiada i wysiada i robi to ocierając się o boczek, to on się przeciera... U mnie przy zakupie było delikatnie widać szew i z km zaczęło go być widać coraz więcej, więc postanowiłem coś z tym zrobić. A pokrowce, które mam wyglądają prawie jakby ich nie było :decayed:

  3. Hmmm....

    P7...

    Może należałoby wyjaśnić mechanikom BMW, że do sesji kwalifikacyjnej nie leje się paliwa po korek? :wallbash:

    Chociaż chyba o tym wiedzą, bo Heidfeld zbyt ciężki nie był...

    Jeżeli Kubica pojedzie na 1 pit stop, to warto było, jeżeli na 2, to dali ciała...

    Zobaczymy jutro :th:

  4. 195/60 są nieco za małe, ale 3,1% niedokładności jest dopuszczalne przez nasze przepisy...

    Ale już 185/60 daje 5% odchyłu od wartości fabrycznej - więcej niż dopuszczają przepisy w naszym kraju - możesz zawsze wrzucić takie, ale musisz mieć świadomość, że dokładna kontrola może zakończyć Twoją podróż...

  5. Z Peugeotem 607 któregoś razu miałem też ciekawą sprawę.

    Jadę sobie 120 i widzę, że jakieś xenonki wylatują za mną z zakrętu i się powoli zbliżają. Kiedy dojechały już dość blisko zacząłem rozważać dać w palnik, ale dojechałem do auta, które robiło lewoskręt i zatrzymało się na skrzyżowaniu tuż na łagodnym łukiem (jest tam 60). Koleś pojechał, ruszyłem z butem w podłodze, ale przy około 80 dojechał do mnie ten Peugeocik około 130-140 i wciągnął nosem... Ale ja buta z podłogi nie wyjmowałem i po chwilce byłem już za nim. Jechał jakieś 130 i po chwili zaczął przyspieszać... doszedł gdzieś tak do 160-170 i zbliżał się zabudowany, zdjąłem nogę z gazu i zacząłem zwalniać. A on nic, pociął 170 przez wioskę, było w niej kilka zakrętów i gęsta zabudowa... Po czymś takim odechciało mi się go gonić...

    Innego razu jadę sobie spokojnie 100-110 i dochodzi mnie Audi 80. Trochę zakrętów było, więc nie ma mowy o wyprzedzaniu, a ja jechałem delikatnie po tych zakrętach... Zacząłem spokojnie, prawie niezauważalnie przyspieszać i w ostatni, najostrzejszy z zakrętów wszedłem 130-140. Koleś się tego kompletnie nie spodziewał, nie zauważył że przyspieszeliśmy, źle się złożył do zakrętu i przeleciał na lewy pas (zakręt był prawy). Jak to zobaczyłem w lusterku, to aż mnie zmroziło, na szczęście nikt nie leciał w drugą stronę...

    Od tego czasu stanowczo się nie ścigam na drogach, to nie jest dobre miejsce na takie zabawy :bicz3:[br]Dopisany: 30 Lipiec 2007, 12:33 _________________________________________________Co innego start spod świateł, mogę powiedzieć, że bez wysiłku objechałem Bumę 316 w E36, z samym tylko kierownikiem :naughty:

  6. Polerka ręczna dużo mniej niszczy lakier od mechanicznej, poza tym po mechanicznej należy i tak ręcznie przelecieć auto. Osobiście polecam pasty firmy Meguiars, sam kupiłem, koszt niemały, ale efekt poraził - mam lakier który nigdy nie zaznał myjni szczotkowej :naughty:

  7. RS4 w B5 i nie potrzeba nic więcej mówić :thumbup:

    Dwukolorowy środek jest po prostu piękny :drool:

    Felunek - brak słów po prostu miód :cool:

    Mógłbyś rozwinąć nieco temat tej naklejki MTM na tylnej klapie? :naughty:

    Po prostu autko marzeń - gratki :oklaski:

  8. Ja mogę z dumą powiedzieć, że prezentuję wszystkie opisane kulturalne zachowania, a nauczyłem się tego we Wrocławiu. Tak właśnie, w tym mieście jest naprawdę wysoka kultura jazdy, kiedy przyjeżdżam do Kalisza, myślę sobie, 'jejku jaka wieś'.

    Nie jestem przekonany, jakie efekty może przynieść ta akcja, ale myślę że zawsze warto próbować... :th:

  9. AUTOSALON

    sztuka w trzech aktach

    AKT 1

    Wnętrze salonu samochodowego znanej marki. Duże przeszklone okna wychodzące na ulicę zalepione informacjami o zniżkach i promocjach. Na ścianach foldery reklamowe i informacje o niezwykle korzystych kredytach. W środku stoliczek i sofa dla klientów, dwa-trzy pokazowe samochody, i półokrągły kontuar za którym siedzi rozwalony w fotelu znudzony SPRZEDAWCA i gra na komputerze w jakąś strzelankę. Oprócz sprzedawcy w salonie nikogo nie ma. Nad wszystkim unosi się dobrze zauważalne widmo recesji.

    Słychać gong towarzyszący otwieraniu się drzwi wejsciowych. Sprzedawca zrywa się, zdejmuje nogi z kontuaru i wyłącza grę. Wchodzi KLIENT - mężczyzna w wieku lat około pięćdziesięciu-sześćdziesięciu, o pospolitej, nalanej twarzy, lekko łysiejący, włosy niechlujnie zaczesane. Ubrany jest w elegancki, ale źle leżący garnitu. Pod pachą trzyma wypchaną czymś plastikową torbę, tzw. reklamówkę. Widać że klient jest lekko onieśmielony,

    próbuje jednak grać ważniaka.

    K: (władczo) Halo! Młody człowieku! Czy to ty tu obsługujesz?

    S: Słucham szanownego Pana

    K: Samochód chciałem kupić! Jedną sztukę!

    S: Tak, oczywiscie... Szanowny pan chiałby kupić sobie samochód. Jeden. A konkretnie to jaki?

    K: (bez chwili wahania) Zielony. Albo czerwony. I jeszcze, żeby miał taką farbę co to się tak w słońcu iskrzy i migocze, rozumiesz pan?

    S: (profesjonalnym tonem) Tak, oczywiście, chodzi o metalic.

    K: (z oburzeniem w głosie) No pewnie że metalik! Czasy plastikowych samochodów to się już skończyły, panie młody! Pan to mleko masz pod nosem i

    tego nie pamietasz, ale szwaby robiły kiedyś taki samochód. (mentorskim tonem) Ale to se ne wrati, panie młody. Więc ja chcę przyzwoity samochód z

    metalu, panie młody! ME-TA-LIK!

    S: (tłumiąc śmiech) Taak, oczywiście, z metalu. Coś znajdziemy. Ale konkretnie jaki samochód?

    K: (patrząc na sprzedawcę podejrzliwie) Przecież już raz mówiłem. Pan głuchy jesteś, panie młody? Zielony. Albo czerwony. Żona by chciała

    czerwony, ale między nami mówiąc, panie młody (sciszonym głosem) to ja wole zielony. Jak pan powiesz że czerwonych nie ma, to się nie zmartwie.

    S: Oczywiście, zielony, tak, jasne... Oczywiście, mamy zielone... Ale może mógłby szanowny pan nieco sprecyzować swoje wymagania? Nasza firma

    produkuje różne samochody. (wyuczonym tonem) Może w związku z tym zaprezentuję szanownemu panu pełne spektrum szerokiej gamy oferty naszej firmy w segmencie samochodów osobowych. Firma nasza, będąca liderem...

    K: (przerywa, patrząc na sprzedawcę wzrokiem głodnym rozumu) Że jak pan mówisz?

    S: Chodzi o to, proszę szanownego Pana, który z modeli samochodów produkowanych przez naszą firmę życzy Pan sobie...

    K: (patrząc na sprzedawcę jak na idiotę, prawie krzyczy) Jakich znowu modeli? Pan ocipiał, panie młody?! Ja nie chcę żadnych modeli! Czy ja

    trafiłem do sklepu z zabawkami? Ja chcę prawdziwy samochód, taki do jeżdżenia, a nie model!

    S: (z lekka osłupiały) Aaaa... rozumiem. Taki do jeżdzenia. Właśnie miałem powiedzieć, że samochody produkowane przez naszą firmę znakomicie nadają się do jeżdzenia. Tak. Bez wątpienia. Jednakowóż, produkujemy wiele róznych mod..., znaczy się, rodzajów samochodów. Jedne są duże, inne małe, jedne...

    K: (władczym głosem) Duży! Największy jaki macie. Byle gównem d*py woził nie będę.

    S: No to oczywiście Superstar... ekskluzywna limuzyna z wyższego segment, wyposażona...

    K: (patrząc podejrzliwie) Zaraz, zaraz! Jak pan mówisz? Jakie co z czego?

    S: Taki luksusowy wózek. Produkowany w kilku wersjach nadwoziowych, z silnikami wolnossącymi o pojemnosciach od 1.8 do 3.0 litra, silnikami z doładowaniem 2.5 i 3.0 litra, oraz silnikami wysokoprężnymi 2.6 i 3.0 litra, ten ostatni także z doładowaniem...

    K: (przerywa, lekko oszołomiony) Rzucasz pan cyferkami jak Belka w sejmie, panie młody. A tak po ludzku, to o co się rozchodzi?

    S: Po prostu, podałem w jakie silniki wyposażany jest ten mod..., ten samochód.

    K: (nieufnie) A po kiego grzyba mi tyle silników? Jeden nie starczy? Psują się często, czy jak?

    S: Oczywiście, że starczy. Chodzi o to, że może pan szanowny sobie wybrać, jaki silnik chce mieć pan w swoim samochodzie.

    K: No patrz pan, jaka Ełuropa. Wybrać se mogę. (zgryźliwie) A może byś mi, panie młody, coś doradził. Za coś panu płacą chiba, młody człowieku.

    Cyferkami rzucać, to i ja potrafię panie młody! Osiem! Dwanaście! Trzy! Pięćdziesiąt cztery!

    S: (próbuje zachować powagę) Im większy silnik, tym lepsze są osiągi samochodu. Ale samochód z większym silnikiem jest droższy. Taki silnik pali

    też więcej paliwa, zatem jest kosztowniejszy w eksploatacji. Może pokaże panu cennik...

    (Klient klepie ręką po wypchanej plastikowej torbie. Słychać szelest papieru)

    K: (pobłażliwym tonem) Ceną nie zaprzątaj sobie głowy, młody człowieku.

    S: Skoro tak, to polecam panu silnik 3.0 z turbodoładowaniem. To wysokiej klasy jednostka napędowa, sześciocylindrowa w układzie widlastym, z wielopunktowym wtryskiem paliwa i kolektorem dolotowym o zmiennej...

    K: (przerywa) Przestań gadać szyfrem, młody człowieku, bo się wkurwię. Powiedz pan, jak człowiek: ma kopa?

    S: Zajebistego!

    K: (zadowolony) No, i potrafisz pan gadać po ludzku, panie młody!

    S: (rozluźniony) Rozumiem, że szanowny Pan życzy sobie pełną opcję: sprzęt

    grający wysokiej klasy, klimatyzacja, skóra, pełna elektryka?

    K: (pobłażliwie) To się chyba rozumie samo przez się, młody człowieku! A

    będzie zielony?

    S: Akurat mamy egzemplarz w kolorze zielonym na stanie. To może pokaże

    szanownemu panu z bliska...

    (podchodzą do stającego w rogu zielonego Superstar-a. Sprzedawca otwiera

    drzwiczki i pokazuje wnętrze)

    K: (z zadowoleniem) Taaaaak, to jest to! (rozgląda się po wnętrzu) A te fafkulce tu na dole, pod fotelem, to nie będą przeszkadzać? Ja bym chciał

    nogi trzymać w tym miejscu...

    S: Że co proszę..? Co pan ma na myśli?

    K: O, te tutaj...

    S: (maksymalnie zaskoczony) To są pedały!

    K: Pedały? Myślałem że pedały są w rowerze! Czy muszę pedałować w czasie jazdy? Mówił pan, panie młody, że tu jest silnik?

    S: Oczywiście że jest silnik. Nie musi pan pedałować w czasie jazdy. To znaczy... eeee... pedałami reguluje się pracę silnika... eee... i hamulców...

    K: (z przyganą) Coś pan kręcisz, panie młody! To w końcu, będę musiał pedałować? Czy to jest bardzo męczące?

    S: Nie będzie pan musiał pedałować! Na pedały NACISKA się żeby przyśpieszyć lub zahamować...

    K: Bo jak byłem mały, to miałem taki samochodzik dziecinny... On też miał pedały... I żeby jechać, trzeba było je na przemian naciskać... dokładnie tak jak pan mówisz. Pan jesteś pewien, panie młody, że to co pan mi pokazujesz to prawdziwy samochód? Nie czasem ten "model", który mi pan proponowałeś na początku?

    S: (z rozpaczą) To NIE JEST MODEL! Każdy prawdziwy samochód ma pedały! Nie trzeba ich na przemian naciskać! Nawet jest to niewskazane... Naciska się żeby przyśpieszyć lub zahamować... (do siebie) O Chryste Panie...

    K: Trochę mnie pan uspokoiłeś, młody człowieku. Dobrze... O pedałach już wiem. Ciekawe, czym jeszcze pan mnie zaskoczysz...

    S: (patrząc niepewnie na klienta) Ten tego... czy mogę szanownemu panu zadać jedno pytanie..?

    K: Oczywiście. Proszę pytać, młody człowieku. Słucham...

    S: (z zakłopotaniem) Czy szanowny Pan ma w ogólę prawo jazdy?

    K: (oburzony) Oczywiście! Mam takie prawo! Gwarantuje mi je konstytucja! (patetycznie) Żyjemy w demokratycznym państwie prawa, jakbyś tego nie

    zauważył, młody człowieku!

    S: (nieco zbity z tropu) Tak, tak, oczywiście, konstytucja... Ale do jeżdzenia samochodem po drogach publicznych musi pan szanowny posiadać

    specjalne zezwolenie. Taki kwitek, który...

    K: (pobłażliwym tonem) Panie młody, to już nie te czasy kiedy na wszystko trzeba było mieć zgody, pozwolenia, zezwolenia, kwitki... (groźnie) Więc

    niech pan młody głupot nie gada, tylko proszę mi pokazać jak się obsługuje to auto. Ja płacę i wymagam!

    S: No dobrze. To kółko tutaj, to jest kierownica. Używa się ją w celu...

    K: (wściekły) Pan sobie chyba kpisz ze mnie, panie młody! Pan masz mnie za idiotę!? WIEM co to jest kierownica! (klient wykonuje kilka zamaszystych obrotów kołem kierownicy, aby udowodnić że wie co to jest kierownica)

    K: (nieufnie) A ten dzyndzel, tutaj, to co to jest?

    S: Dźwignia zmiany biegów. Jeśli pan chce zmienić bieg, to wtedy...

    K: Nie chce! Proszę mi ustawić od razu tak żeby było dobrze! Nie będę nic zmieniać! Potem mi powiecie że coś zmieniałem i popsułem!

    S: (tonem perswazji) Trzeba zmieniać biegi w czasie jazdy

    K: Jak to "trzeba"? A jak ja nie chcę to kto mnie zmusi?

    S: Noo, jakby to powiedzieć. Rusza się zawsze z pierwszego biegu. Ale na pierwszym biegu nie da się osiągnąć dużych prędkości, więc potem zmienia się na drugi, potem na trzeci i tak dalej...

    K: (zniesmaczony) Kretyńskie rozwiązanie! I tak ciągle trzeba zmieniać? Ile tych biegów jest?

    S: Pięć.

    K: Pięć biegów! Bez sensu! A nie ma pan młody takiego samochodu który ma tylko jeden?

    S: Posiadamy też samochody z automatyczną skrzynią biegów. Wtedy nie trzeba nic zmieniać bo zmieniają się same. Tylko się ustawia czy chce się jechać do przodu czy do tyłu.

    K: Ja nie będę jeździł do tyłu, panie młody. Zawsze do przodu, nigdy wstecz - to moja dewiza życiowa. Proszę mi pokazać to auto co w nim nie trzeba zmieniać! Nie można było tak od razu, tylko musiał pan d*pę zawracać?

    S: Samochód z automatyczną skrzynią biegów jest dużo droższy

    K: Powiedziałem, młody człowieku, żebyś nie zamartwiał się nie swoimi problemami. Chcę go obejrzeć!

    S: W związku z tym propnuję, byśmy wyszli na plac manewrowy.

    KURTYNA

    AKT 2

    Plac manewrowy na zapleczu salonu. Nieduży teren, jakiś metr poniżej poziomu ulicy, otoczony niewysokim betonowym murkiem. Prawie pusty, tylko w

    jednym rogu stoi kilka pojemników na śmieci, a naprzeciwko murka zaparkowana jest luksusowa, czarna limuzyna.

    Sprzedawca prowadzi Klienta w stronę samochodu.

    K: (z pretensją w głosie) Zaraz! On jest CZARNY! Miał być, kurna, zielony. Pan jesteś tym, jak mu tam, dalto... tego... no, tym od kolorów, panie

    młody?

    S: (konfidencjonalnie) Tak między nami to te najdroższe wersje są zawsze czarne. Widział pan szanowny kiedyś jakiego premiera, albo inszego ministra, żeby zielonym przyjechał? No chyba że wojskowy. A tak, to zielonymi plebs jedzi...

    K: (takim tonem, jakby nigdy nie uważał inaczej) Ma pan słuszność, panie młody. Cały czas starej mówię, że prawdziwa kurtula to czarny. Ale głupie babsko się na zielony uparło. Ale co ja się babą będę przejmował. Mam rację, panie młody?

    S: (uśmiechając sie pod nosem) Jasne, że tak!

    (Klient otwiera drzwiczki i sadowi się za kierownicą. Sprzedawca stoi obok przy otwartych drzwiach kierowcy.)

    K: Noooo, to rozumiem. Full luksus. (z pretensją, pokazując na dźwignię od automatycznej skrzyni biegów) Ale ten dzyndzel tu dalej sterczy...

    S: Tu się właśnie ustawia, czy pan chce jechać w przód czy w tył. Teraz, żeby pojechać do przodu, po włączeniu silnika musi Pan przesunąć wajchę w pozycję oznaczoną literą "D", i to wszystko.

    K: Dlaczego oznaczoną "D"?

    S: Hmmmm.... to jest skrót od "Do przodu"!

    K: A litera "N"?

    S: W pozycji "N" samochód nie będzie jechał. To jest skrót od "Nie jedzie"

    K: Świetnie! A "P"?

    S: Służy do parkowania, jak łatwo się domyślić.

    K: A "R"?

    S: To jest bieg wsteczny.

    K: (podejrzliwie) Zaraz! Wsteczny? To dlaczego "R"? Powinno być "W"! Oj, coś tu pan młody kręci...

    S: (sciszając głos) To oznaczenie pochodzi jeszcze z czasów zimnej wojny. Wie Pan, żeby wróg się nie domyślił... No a teraz jak się wszyscy przyzwyczaili to już zostało. A poza tym jesteśmy w NATO i powinniśmy przyjmować ich oznaczenia.

    K: No tak, to zrozumiałe. A te pozostałe literki?

    S: Nimi się Pan może nie przejmować. To do ręcznego zmieniania biegów. A Pan przecież niczego zmieniał nie będzie...

    (Klient patrzy badawczo pod nogi)

    K: (odkrywczo) Brakuje jednego pedała. W tamtym były trzy.

    S: W samochodach z automatyczną skrzynią są tylko dwa. Pierwszy z prawej to gaz. Im bardziej go Pan wciśnie, tym szybciej będzie Pan jechał. A ten szeroki pedał z lewej, to hamulec. Jak się go naciśnie, to samochód stanie.

    K: A ten trzeci pedał co go tu nie ma?

    S: Był przydatny przy zmianie biegów. Ale ponieważ w tym samochodzie biegi zmieniają się same, to nie jest konieczny.

    K: A ta wajcha tutaj?

    S: To jest dzwignia kierunkowskazów

    K: Kie-run... co?

    S: Jak Pan chce skręcić w prawo, to tu trzeba przestawić... o! (sprzedawca przestawia dźwignię kierunkowskazów i pokazuje migoczącą kontrolkę na tablicy rozdzielczej) A jak w lewo, to o tak...

    K: (zdziwiony) I muszę przestawiać przed każdym skrętem? Nie wystarczy przekręcić kierownicy?

    S: Do skrętu wystarczy. Ale dzięki kierunkowskazom inni kierowcy będą widzieli, w którą stronę Pan chce skręcić, i...

    K: (zdenerwowany) A gówno ich to obchodzi! To moja sprawa gdzie chcę jechać! Gdyby wszyscy w tym kraju pilnowali swoich spraw to by wiele rzeczy wyglądało inaczej, młody człowieku!

    S: (ugodowo) Z pewnością ma szanowny Pan racje. To jeszcze tylko pokaże Panu klakson... o tutaj (sprzedawca wciska klakson).

    K: (ucieszony) Fajne! Da się to włączyć na stałe?

    S: Na stałe?

    K: No tak żeby ciągle wyło... Wtedy ludzie wiedzieli by że jadę i usuwalisię z drogi...

    S: Tak, to łatwe. Trzeba w tym celu zalepić guzik przylepcem, tak żeby był ciągle wciśnięty. Przylepiec znajdzie Pan w apteczce która jest w bagażniku.

    K: (z uznaniem) Widzę że o wszystkim pomyśleliście.

    S: (chełpliwie) Się wie. Fachury. Znamy swój fach.

    (Sprzedawca siada na miejscu pasażera)

    S: Teraz pokaże Panu jak włączyć silnik. Proszę upewnić się czy wajcha skrzyni biegów jest w pozycji "Nie jedzie"..., o tak, a teraz włozyć kluczyk w otwór pod kierownicą... o, tutaj, i delikatnie przekręcić.

    (Rozlega się cichy szum)

    K: (rozmarzonym głosem) Nie ma nic milszego uszom prawdziwego mężczyzny, niż ten rasowy, czysty pomruk potężnego silnika...

    S: Silnik na razie jest wyłączony. A to co Pan słyszy to dmuchawa. Proszę teraz przekręcić kluczyk jeszcze mocniej i potrzymać przez chwilę... o tak, a teraz puścić.

    (Słychać rozrusznik, samochód zapala. Klient kreci kołem kierownicy w lewo do oporu. Sprzedawca nie zwraca na to uwagi)

    K: Czy teraz silnik jest już włączony?

    S: Tak.

    K: Czyli teraz, żeby ruszyć, wystarczy przełączyć w pozycję "Do przodu" i wcisnąć gaz?

    (Sprzedawca potakuje. Klient nagłym ruchem przełącza dźwignię biegów na "D" i wciska do oporu pedał gazu. Samochód skacze do przodu i uderza i murek, przed którym był zaparkowany).

    S: (krzyczy) Co Pan najlepszego robi?!

    K: (zimnym, oskarżycielskim tonem) Ten samochód jest popsuty! Nie skręca!!

    S: Jak to "nie skręca"?

    K: No nie skręca! Przekręciłem kierownicę ile tylko mogłem w lewo, żeby skręcić i pojechać wzdłuż płotu! A ten pojazd pojechał prosto i uderzył w

    ścianę! Jest niesprawny!

    S: Przecież staliśmy metr od płotu! Jak miał skręcić?!

    K: Jak to jak, normalnie! W lewo! Gdyby był sprawny...

    S: (stara się opanować) Żaden samochód nie skręci w miejscu! Musi być trochę miejsca.

    K: (zdumiony) Do d*py! Jak to nie skręci w miejscu? Żaden?

    S: Żaden. Do skrętu musi być miejsce. Ten samochód jest sprawny, tylko pan nie miał tu miejsca na skręt.

    K: Bez sensu! To jak mam stąd odjechać, skoro przed nami jest mur a samochód nie skręca? Trzeba będzie rozebrać ogrodzenie...

    S: Trzeba najpierw trochę cofnąć. I cofając zakręcić. A potem do przodu i też zakręcić...

    K: Aaaaaa, rozumiem. Trochę cofnąć...

    (Klient przekłada wajchę w pozycję "R" i wciska gaz. Samochód gwałtownie rusza wstecz)

    S: (przerażony, krzyczy) Hamulec!

    (Klient wciska z całej siły hamulec. Samochód staje praktycznie w miejscu. Klient i Sprzedawca uderzają głowami w zagłówki)

    S: Proszę ostrożniej wciskać pedał gazu. To jest bardzo mocny silnik i ma spore przyśpieszenie. Hamulca zresztą też proszę używać nieco łagodniej.

    K: (rozradowany, wygląda jak dziecko które dostało nową zabawkę) Co, pękasz pan?

    S: Proszę przesunąć dźwignię na "D" i DELIKATNIE przycisnąć gaz. I wyprostować kierownicę...

    (Samochód delikatnie rusza do przodu, przejeżdza kilka metrów i staje)

    S: Widzi pan, tak lepiej. To jak, czy poradzi już pan sobie?

    K: Phi, to banał. Czuję się jakbym od urodzenia jeździł tym samochodem.

    S: To teraz proponuję wrócić do salonu. Dopełnimy formalności i będzie pan mógł odjechać.

    (Sprzedawca i Klient wychodzą z wozu i znikają w drzwiach salonu.)

    KURTYNA[br]Dopisany: 28 Lipiec 2007, 20:41 _________________________________________________AKT 3

    Wnętrze salonu. Przez duże okno widać plac manewrowy ze stojącym samochodem, i wyjazd na ulicę. Sprzedawca za kontuarem kończy wypisywać jakieś kwity. Klient nadal trzyma pod pachą reklamówkę, ale już dużo mniej wypchaną.

    S: (wręczając Klientowi plik papierów i kluczyki) No, to wszystko. Dziękujemy panu za dokonanie u nas tego wyjątkowego zakupu. W razie jakiś problemów polecamy nasz warsztat, który znajduje się niespełna pół kilometra stąd - dokłady adres ma pan w papierach. (nieco zgryźliwie) Może

    tam pan naprawić przedni zderzak, który trochę popękał kiedy samochód nie skręcił... No ale to już odpłatnie, bo gwarancja tego nie...

    K: (zły) Mówiłem już, młody człowieku...

    S: ...żebym nie martwił się nie swoimi problemami. Tak, oczywiście. W tym warsztacie bardzo dobrze reperują też wszelkie uszkodzenia karoserii... wie

    pan, jakieś obtarcia, wgniecenia, i tym podobne sprawy...

    K: (zdziwiony) Ale przecież karoseria nie jest uszkodzona...

    S: ...jeszcze...

    K: (podejrzliwie) Słucham?

    S: (niewinnie) Wie pan, jak ci ludzie jeżdzą...

    K: (groźnie) No! Niech mi tylko ktoś uszkodzi mój samochód, to nogi z d*py powyrywam!

    S: Może wyprowadzę samochód na ulicę?

    K: (dumnie) Co pan myślisz, że ja nie potrafię?

    (Klient wychodzi z salonu na plac manewrowy. Wsiada do auta, zapala i rusza z wielką prędkością w stronę rampy wyjazdowej prowadzącej na ulicę. Rampa jest wąska, niewiele szersza od samochodu, obramowana po bokach betonową barierką. Samochód klienta przyciera najpierw o jedną, potem o drugą barierkę, lecą iskry...)

    S: (do siebie) Jezu..!

    (Samochód klienta znika z widoku. Słychać ostre hamowanie. Po chwili wściekły Klient wpada do salonu trzaskając drzwiami)

    K: Macie krzywy wyjazd!! Porysowałem przez was samochód!!

    S: Ależ szanowny panie, wyjazd jest idealnie prosty.

    K: (krzyczy) Jest KRZYWY! Idzie skosem!

    S: Jak to skosem!

    K: (dalej krzyczy) Po prostu, skosem! Ja jechałem prosto, a wyjazd był ukosem i dlatego przytarłem w barierkę! Jeszcze się policzymy!

    (Klient wypada z salonu. Po dziesięciu sekundach wraca, nieco spokojniejszy)

    K: Ten warsztat, co pan mówił, to gdzie jest?

    S: W lewo, i ulicą do końca.

    (Klient wychodzi. Słychać jak wsiada do samochodu. Po chwli ryk silnika, pisk opon, charakterystyczny dźwięk zderzających się pojazdów. Słychać głosy kłótni. Sprzedawca wygląda przez okno na ulicę)

    Głos klienta: No i co narobiłaś, kretynko! Cały błotnik wgnieciony! Mój nowy samochód! Ty idiotko!

    Głos kobiety: Przecież zajechał mi pan drogę! Trzeba uważać jak się włącza do ruchu. Pirat!

    Głos klienta: Nie widziała że jadę? Nie widziała? Głupia krowa i do tego ślepa!

    Głos kobiety: Przecież ja miałam pierwszeństwo...

    Głos klienta: Jak widziała że jadę, to powinna stanąć i poczekać! Ja mam większy samochód. Zobacz, krowo, co narobiłaś!

    (Słychać trzaśnięcie drzwiami i dźwięk zapuszczanego silnika)

    Głos kobiety: Gdzie, gdzie!? Pan mi musi oświadczenie podpisać... ludzie, niech ktoś go goni, ucieka pirat jeden... Policjaaaaa!

    (Słychać oddalający się dźwięk samochodu. Dźwięk jest dziwnie metaliczny, tak jakby za samochodem wlokło się coś po ziemi. Sprzedawca odchodzi od okna, siada za kontuarkiem, sięga po telefon, dzwoni)

    S: Warsztat? A, cześć Kaziu, to ja, co u ciebie.... a dziękuje, jakoś się kręci, właśnie opchnąłem Superstar-a... taaaaak, Superstar-a, dobrze

    słyszysz... którego? Tę pokazówkę z automatem, full wypas... tak, dobrze kojarzysz, tę co stała z tyłu na placu... no i co z tego że droga jak sk***ysyn, trafił się dziany klient to wziął.. Jakie rabaty dałem? Żadnych nie dałem, wziął za pełną cenę... Taak, pewnie że nas to ustawia, szef pewnie wreszcie premie wypłaci bo już cienko było... nie narzekaj, dałem mu wasz adres, będziecie mieli klienta, pożywicie się trochę..

    (sprzedawca przełącza telefon w tryb głośnomówiący i odchodzi od kontuaru, żeby sobie nalać wody. Dzięki temu słyszymy, co mówi rozmówca)

    Rozmówca: ...i co z tego że mu dałeś nasze namiary, ty myślisz że z przeglądów to wyżyć można, naprawy to co innego ale sam wiesz że te

    cholerstwa się raczej nie psują, a tak olej wymienić, klocki, myślisz że z tego coś mamy... (chwila ciszy) Przepraszam cię, Heniu, ale nie mogę teraz rozmawiać, chyba mam klienta...(po krótkiej chwili). O rany boskie, co on z tym samochodem robił, oba boki obtarte do żywego, przód rozwalony, tył chyba też, zderzak się wlecze za samochodem... nawet trudno poznać co to jest... zaraz, zaraz, to chyba Superstar!

    (Sprzedawca uśmiecha się pod nosem i odkłada słuchawkę)

    KURTYNA

×
×
  • Dodaj nową pozycję...