Mam pytanie do osób, które są w stanie doradzić co dalej robić.
Mianowicie sprawa ma się następująco:
1 lutego br. zostawiłem auto na parkingu pod lodowiskiem. Po powrocie zauważyłem, że prawy tylny błotnik jest wgięty, felga zarysowana (minimalnie), a tylny
zderzak dosłownie oderwany od nadwozia . Ewidentnie parkujący obok mnie kierowca przy wycofywaniu zahaczył kołem i narobił szkód.
Na szczęście był świadek, który owe zdarzenie widział, zanotował numery rej, markę i kolor pojazdu delikwenta (dwie ostatnie rzeczy zapamiętałem i ja gdy parkowałem).
3 lutego zgłosiłem sprawę do "Wydziału ds. wykroczeń i przestępstw w ruchu drogowym" KMP opisując dokładnie zdarzenie.
Przyjęto moje zeznania oraz sporządzono oględziny uszkodzeń samochodu.
... prawie miesiąc czekania i 25 lutego przychodzi zawiadomienie z Policji, cyt:
Na podstawie art 54 par 2 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenie zawiadamiam, ze czynności wyjaśniające nie dostarczyły podstaw do
skierowania wniosku o ukaranie do Sądu Rejonowego w sprawie zdarzenia zaistaniałego w dniu 01.02.2011 w Lublinie (...) z udziałem pojazdu marki Toyota o nr rej xxxxxxx oraz pojazdu marki Audi o nr. rej xxxxxxx przeciwko n/n osobie, w której Pan jest pokrzywdzonym z powodu niewykrycia sprawcy.
Oczywiście poinformowali o przysługującym mi prawie do samodzielnego wniesienia wniosku o ukaranie, jako oskarżycielowi posiłkowemu.
Ewidentnie właściciel/sprawca nie przyznał się do zarzutów.
Co uczynić z tym fantem?... Zakładać sprawę cywilną, mając świadka?... Czy próbować przycisnąć delikwenta?
Nie uśmiecha mi się naprawiać auta z własnej kieszeni skoro mam świadka zaistniałego zdarzenia
Doradzicie coś?