Nie oszukujmy się, ale w tej chwili (pierwsze 10 lat XXI wieku) mamy zjawisko zwane nadprodukcją.
Duże firmy są w stanie wyprodukować ilości towaru, jakiego rynek nie jest w stanie wchłonąc.
Aby zapewnic sobie stały obrót, muszą chwytać się róznorakich sposobów.
I tak, pierwszym z nich jest wyrobienie w nabywcy uczucia, że jego kupione stosunkowo niedawno 2, czy 3-letnie auto jest już "przestarzałe", co jest oczywistą bzdurą, bo poza detalami, typu więcej wlektronicznych bajerów - tak naprawdę konstrukcja współczesnych aut nie odbiega od tego, co znamy z lat 80-tych czy 90-tych ubiegłego stulecia.
Przykłady? Proszę bardzo: zawieszenie przednie - kolumny McPherson, rozwiązanie stosowane z nielicznymi wyjątkami w większości współczesnych aut, znane od kilkudziesięciu lat; zawieszenie tylne: belka skrętna+wahacze wleczone, analogiczna sytuacja; układ hamulcowy: tarcze+ABS (doszedł w międzyczasie asystent siły hamowania, ale to taki właśnie bajerek); bezpieczeństwo: kontrolowane strefy zgniotu+poduszki+pasy z napinaczami - konstrukcja znana od co najmniej 25 lat.
I tak można wyliczać w nieskończoność...
Producenci aut nie są w stanie zaoferować NICZEGO naprawdę REWOLUCYJNEGO. Solą w ich oku są auta z lat 90-tych i początku XXI wieku - skonstruwane jeszcze w czasie, gdy wspomniane w przytoczonym linku praktyki nie były powszechne i tak naprawdę - znacznie, znacznie trwalsze od obecnie produkowanych. Przecież wielu z Was ma Audiczki, którye mają nalatane po 300, czy nawet 400 tysięcy kilometrów i tak naprawdę nic nie wskazuje na to, by nie miały wytrzymać kolejnych kilkuset tysięcy, czyż nie?
Drugie - to właśnie sztuczne kreowanie popytu porzez produkowanie, nie oszukujmy się, ale bubli.
Osobiście mam na to dwa przyĸłady "z życia".
Moim poprzednim autem był Citroen ZX 1.4 75 KM Avantage, rocznik 1992. Miałem go 5 lat. W międzyczasie rodzice zakupili nówkę z salonu: Peugeota 206, czyli produkt tego samego koncernu. Jak myślicie, kŧóre auto częściej gościło w serwisie? Oczywiście nówka sztuka 206 rodziców. Pomijam różnicę w komforcie, przestronności wnętrza itp., bo są to samochody z różnych segmentów (206 B, ZX C).
Analogiczna sytuacja będzie pewnie obecnie (moja A4 B5 z 1996 kontra Kia Ceed rodziców z 2008 roku), ale to wyjdzie w ciągu najbliższych lat. Ale już dzisiaj mogę stwierdzić jedno: 2-letnia Kia Ceed, w porównaniu z 14-letnią A4 B5 (pomijając różnicę segmentów, ale przecież wg."specjalistów", auta z roku na rok są coraz bardziej komfortowe...) - to kupa. Morze plastiku wewnątrz, pierdzący silniczek 1.4 16v 104 KM (zero porównania kultury pracy do ADR-a z Audi), nadmuchane nadwozie, chyba tylko, żeby podbić wymiary podawane w prospektach... Zero jakiejkolwiek klasy. I po 15 tysiącach kilometrów wizyta w serwisie na wymianę łączniĸów stabilizatora przedniego.
Fakt, KIA daje 5-letnią gwarancję plus 2 lata na silnik i skrzynię. Zobaczymy w praktyce, jak to jest respektowane.
Trzecia kwestia: stosunek ceny do oferowanej wartości.
Akurat w przypadku Polski dochodzi kwestia zamożności społeczeństwa, ale powiedzcie szczerze - ilu z Was byłoby gotowych wydać 70-100 tysięcy na nowe auto z salonu? Podana kwota jest przykładowa i starczyłąby na zakup auta segmentu D (ale nie premium), czyli oferującego podobną przestronność, osiągi, komfort itp. jak przykładowo A4 B7 czy B6 na wypasie. Że o A6 C5, a nawet C6 nie wspomnę, bo juz inna bajka, ale w tej kwocie osiągalna.
Kto tak naprawdę kupuje w Polsce nowe auta?
Wg. rózych danych, w Polsce sprzedaje się rocznie ok. 320 tysięcy nowych aut.
Z czego ok. 50% to auta firmowe, flotowe itp., a 20 tysięcy to auta kupowane przez mieszkańców innych krajów UE ze względu na róznicę w cenie zakupu, czy, jak to było w zeszłym roku, na premie za zakup nowego auta (wtedy to nawet było więcej, ale chodzi o ogólny obraz).
Zostaje nam 150 tysięcy na 40-milionowy kraj.
Daje nam to jedno auto na 266 Polaków.
Tylu z Nas kupuje nowe samochody. Oczywiście należałoby odjąć dzieci, starców, ale to i tak porażająco niska ilość.
W moim bloku, w którym jest siedem klatek, nowych aut zakupinych w tym roku na parkingu naliczyłem DWA ( Kia Venga i Opel Astra IV ).
Większość moich znajomych, sąsiadów jeździ tymi samymi autami od kilku lat. I one im się, kurczę, nie psują tak bardzo, bo rozmawiam z nimi często.
I większość z nich, nawet, gdyby miała kasę, nie kupiłaby raczej nówki z salonu, z powodów podanych w postach powyżej, czy w przytoczonym blogu.
Żyjemy w dziwnych czasach - gdzie na każdym kroku starają się nas przekonać, że musimy kupować - więcej, więcej, więcej. Bo nowe, bo trendy, bo modne, bo robi laskę i tańczy na rurze, a poprzedni model nie potrafił... I nie chodzi tu tylko o samochody.