Skocz do zawartości

hak64

Pasjonat
  • Postów

    70
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez hak64

  1. hak64

    Cham na drodze

    Kiedyś byłem świadkiem takiego zdarzenia: Wracałem późnym wieczorem z dłuższej trasy zjechałem na stację paliw na kawę. Za ladą stał rosły facet około czterdziestki. Zapłaciłem usiadłem w kąciku i siorbię gorący napój. Na stację przyjechał facet na rowerze, ubrany na ciemno, rower bez lampek, a nawet odblasków. Pan za ladą zwrócił mu uwagę, że światła w nocy są niezbędne na drodze. Rowerzysta śmiejąc się podchodzi do lady i powiada: "Ja widzę jak kot", po czym poprosił o fajki... Usłyszał: – Idiotów nie obsługujemy. Facet coś tam zaczął mamrotać o chamstwie, a gościu z za lady: "mam ci obić ryj, żebyś zrozumiał?" Po czym dodał już spokojniej. – Moja matka trzydzieści lat męczy się z jedną nogą krótszą, bo ratując życie takiemu jak ty debilowi, wybrała drzewo...
  2. hak64

    Cham na drodze

    Wiesz przyznałbym Ci rację, gdyby nie fakt, że zbyt dobrze znam owego "nowego". Sądzę, że to on sprowokował całe zajście i panowie postanowili trochę powstrzymać jego zapędy.
  3. hak64

    Cham na drodze

    Taka historia: Mam w robocie takiego Nowego, co to trenuje sztuki walki, do drzwi wchodzi bokiem, bo nosi arbuzy pod pachami i nikt mu nie podskoczy... Do czasu... Z nowym były stale problemy, bo brak miejsca na parkingu nie stanowił dla niego problemu - potrafił zaparkować na trawniku, w bramie zakładu, albo na drodze, choć tam linia ciągła i ostry zakręt. Z parkowania w bramie i na łuku drogi wyleczyli go kierowcy Tirów, smarując mu gównem wymieszanym z towotem klamki auta... Ostatnio Nowy pochwalił się, że wracając z rodzinnej wycieczki w góry, ktoś go nagrał i wysłał filmik na policję... nie dociekałem, bo mi to potrzebne jak świni siodło... ale... Nowy zaliczył już wizytę na komendzie i... Tu posłużę się jego opisem (choć nie dosłownie, bo uje i rukwy staram się pomijać: "Przychodzę na komendę o wskazanej w wezwaniu godzinie, a ten pajac z dyżurki każe mi czekać, aż se ktoś kawusię wypije... normalnie miałem ochotę go wyciągnąć przez to malutkie okienko... po dwudziestu minutach przyszedł po mnie taki szczaw, którego bym kichnięciem przewrócił... i zaprowadził do pokoju... Pokazał mi filmik, a właściwie dwa (jeden nagrany przez zgłaszającego, a drugi przez jego brata jadącego innym autem). Oba te auta jechały dłuższy kawał drogi obok siebie. Mrugałem, trąbiłem, dojeżdżałem do zderzaka, ale bez efektu... to mnie wrukwiło, bo nie pozwalali się wyprzedzić.... dojechaliśmy do skrzyżowania ze światłami... oni zajęli oba pasy ruchu do jazdy na wprost, więc ja zająłem ten do skrętu w prawo... kiedy zapaliło się zielone ruszyłem z piskiem i wpakowałem się przed nich... na filmiku widać jak przejeżdżam ciągłą linię i obszar wyłączony z ruchu (wysepka)... teraz ja ich spowalniałem... Tak dojechaliśmy do następnego skrzyżowania ze światłami, gdzie miałem skręcać w lewo... facet zatrzymał się obok, na psie do jazdy na wprost i pokazał kamerkę... coś mu tam nabluzgałem i kiedy zapaliło się dla niego zielone, ten ruszył pokazując "fakalca"... o Ty pi, pi, pi, pi ... pojechałem za nim z pasa do skrętu w lewo na czerwonym... wyprzedziłem na ciągłej i wyhamowałem do zera... wylazłem z auta, ale pi, pi, pi, pi, mnie ominął i zdążyłem mu tylko lusterko "złożyć"... pogonił bym go jeszcze, ale żona zaczęła jęczeć, zrzędzić i odpuściłem..." Zapytałem, a właściwie stwierdziłem - to straciłeś prawko?! - Nie, nie dałem szczylowi... i chyba dlatego zaproponował mi taki mandat. -Jaki? - 3250 zł, ale nie zapłacę, bo odmówiłem przyjęcia. Naliczył mi też 26 punktów karnych... - No, mnie też tyle wyszło... a w sądzie zapłacisz więcej, bo Ci doliczą jeszcze koszty sądowe. Prawo jazdy i tak masz zatrzymane, choć nosisz je przy d*pie... - teraz wystarczy je zatrzymać wirtualnie. Swoją drogą z Rybnika nie masz daleko, to możesz jeździć rowerem do roboty (jego mina bezcenna)... Pozdrawiam.
  4. Sama czarna skrzynka zapewne nie, ale operator sieci - tak.
  5. Niestety nie! Już 12 lat jestem na policyjnej emeryturze, ale już wtedy wykorzystywaliśmy system ILS (powiadamianie o wypadku) do prześledzenia trasy kierowcy, prędkości, czasu i miejsca postoju. Wbrew pozorom system ILS umożliwiał bowiem wgląd do pozycjonowania pojazdu przez GPS. Wystarczyło sporządzić wniosek o udostępnienie danych logowania pojazdu (to jest nawet możliwe przy wykorzystaniu nawigacji pokładowej) i masz czarno na białym, gdzie kierownik był, z jaką prędkością i którymi drogami się poruszał. Teraz czarna skrzynka zapisze wszystko, a od tego tylko krok, od rozwiązania, o którym wspomniałem.
  6. No to się porobiło... https://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/news-czarne-skrzynki-w-autach-obowiazkowe-juz-od-lipca-ue-nie-zmi,nId,5971770 Od kilku już lat podejrzewałem, że takie coś wprowadzą i jak sądzę to dopiero początek. bo należy tu domniemywać, że już niedługo taka "czarna skrzynka" będzie informować odpowiednie służby o przekroczeniu dopuszczalnej prędkości, o przejechaniu na czerwonym, o jeździe pod prąd, czy - w przypadku ciężarówek - niestosowanie się do znaków ograniczających tonaż... ale czego się nie robi dla poprawy bezpieczeństwa... Rukwa ciam, chyba się przeprowadzę do jakiegoś Burkina Faso, albo innego San Escobar, zaszyję w dżungli i będę płodził nieślubne dzieci z każdą kobietą, którą uwiera stanik... Pozdrawiam.
  7. Nie sądzę, by wymagali kosztorysu. Sporządzenie kosztorysu wiąże się z poniesieniem dodatkowego kosztu (programy eksperckie nie są darmowe). Raczej trudno spodziewać się, że ktoś zejdzie poniżej 200 zł. Sądzę, że wystarczy im faktura za naprawę, z wyszczególnieniem zakresu prac, a to może zrobić każdy warsztat. Zlecenie naprawy w dowolnym - wybranym przez siebie warsztacie - jest chyba najrozsądniejszym rozwiązaniem. Warsztat może zamówić części konieczne do wymiany (również używane) i wystawi fakturę. Podejrzewam, że Biedronka ma umowę z ubezpieczycielem z tzw. franszyzą i ubezpieczyciel wypłaca za szkody dopiero po przekroczeniu określonej, umownej wartości np 3000 zł. Dlatego postanowili nie zgłaszać szkody ubezpieczycielowi i sami wypłacą, unikając tym samym wzrostu składki ubezpieczenia w kolejnym roku..
  8. Faktem jest, że do zaniedbania (zapadnięta studzienka) doszło z winy dzierżawcy terenu. Zapewne więc w trosce o dobre imię, postanowili zrekompensować koszt naprawy. Co do pierwszej części pytania. Masz urwaną dokładkę zderzaka, nie cały zderzak. Potrzebujesz więc dokładki pod kolor, a ten (oznaczenie kodowe) znajdziesz po nr VIN, lub naklejce z kodem, która zwykle znajduje się w bagażniku.
  9. To nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Niektóre ASO nie cieszą się dobrą opinią. Faktem jednak jest, że taki wybór eliminuje większość problemów z ubezpieczycielem (w tej sytuacji to ASO występuje w charakterze strony sporu).Trzeba przy tym pamiętać, że zwykle zlecając naprawę w ASO podpisuje się cesję praw do odszkodowania, bo na ogół jest to forma rozliczenia bezgotówkowego, a znane są mi przypadki, że w umowie cesji znajdowano i takie zapisy (w przełożeniu z języka prawniczego na chłopski): "czego nie zapłaci ubezpieczyciel - zapłaci właściciel". Pozdrawiam.
  10. Myślę, że można spróbować. W odwołaniu warto wspomnieć, że: - rzeczywiste ceny oryginalnych części zamiennych, zakwalifikowanych do wymiany to (i tu wypunktować każdą część z osobna - /ceny można ustalić dzwoniąc do ASO/), - stawki rbg w profesjonalnych warsztatach naprawczych (nie ASO) wynoszą średnio 120 zł, - ustalenie wartości materiału lakierniczego z zastosowaniem współczynnika odchylenia, prowadzi do określenia tego kosztu bez normalnych narzutów producentów, dostawców, hurtowni i warsztatów naprawczych. Warto posiłkować się (w uzasadnieniu) oświadczeniem, że "znany mi", profesjonalny warsztat naprawczy, jest w stanie dokonać naprawy taniej, niż to wyliczyło ASO, jednak koszt naprawy zamknie się kwotą np. 15700 zł. (na tyle ja szacuję ten koszt). Trzeba pamiętać, że ubezpieczyciel będzie chciał, aby ten koszt udokumentować (faktura za naprawę). Miłego dnia.
  11. Moim zdaniem nie ma sensu walczyć na kosztorysy. Ma Pani wykupioną polisę z opcję serwisową, zatem wypłata odszkodowania na podstawie wyliczenia kosztorysowego jest zawsze mniej korzystna (wyjątek stanowią szkody likwidowane z OC sprawcy). Zlecenie sporządzenia kosztorysu naprawy niezależnemu rzeczoznawcy na obecnym etapie nie ma sensu, bo Serwis już wyliczył wstępnie rzeczywisty koszt naprawy. Korzystniej jest więc zlecić im naprawę (wtedy ubezpieczyciel musi zwrócić jej koszt), lub uzyskać od nich kosztorys i domagać się takiej właśnie kwoty. Tu przewiduję komplikacje ze strony ubezpieczyciela, bo przepisy kodeksu cywilnego wskazują na ciążący na ubezpieczycielu obowiązek naprawienia szkody (art. 361 kc), ale jednocześnie art. 363 kc dopuszcza możliwość wypłaty świadczenia w pieniądzu. Tu właśnie ubezpieczyciel ma pole do popisu, bo w swoim kosztorysie wskaże, że naprawienie auta jest możliwe w wyliczonej przez nich kwocie, w ich warsztacie partnerskim (czyli z zastosowaniem niskiej stawki rbg, zamienników części oryginalnych i naliczonym rabatem). Zlecając naprawę w profesjonalnym warsztacie, to serwis będzie się użerał z ubezpieczycielem. Normalną rzeczą jest, że w trakcie dokonywania naprawy zdarza się ujawnić inne, niewidoczne wcześniej uszkodzenia. W takiej sytuacji to warsztat robi dokumentację fotograficzną, sporządza nową kalkulację, lub aneks do wcześniejszej wyceny i przesyła ubezpieczycielowi do akceptacji. Pani domysły są w całej rozciągłości słuszne, ale o ile przy szkodzie likwidowanej z OC sprawcy, polecałbym takie właśnie rozwiązanie (sporządzenie odwołania z uzasadnieniem, dołączenie do niego wyceny szkody sporządzonej przez niezależnego rzeczoznawcę, lub ASO i wysłanie tego ubezpieczycielowi wraz z wezwaniem do zapłaty). Jednak przy szkodzie likwidowanej z AC, to zapisy w umowie decydują o warunkach likwidacji szkody. Co prawda wariant AC z naprawą w trybie serwisowym, gwarantuje możliwość naprawy w serwisie, ale czy gwarantuje również wypłatę odszkodowania w kwocie wyliczonej przez ASO? Pozdrawiam.
  12. Skoro masz wykupioną polisę AC z wariantem serwisowym, to masz prawo do naprawy w serwisie i tak bym na Twoim miejscu zrobił. W takiej sytuacji to serwis będzie użerał się z ubezpieczycielem o pełną kasę za naprawę, jak i za korzystanie z samochodu zastępczego w czasie naprawy (też przysługuje). Co do kosztorysu ubezpieczyciela...hmm... nie wstawiłaś wszystkich stron, ale z tego co widzę, to: - sporządzony na rażąco zaniżonej stawce rbg (zaledwie 49 zł, podczas gdy średnia stawka w warsztatach naprawczych to 120 zł, a w ASO około 200 zł), - zastosowano współczynnik odchylenia (67%) w kosztach materiału lakierniczego, tym samym 0 33% okrojono wartość lakieru, - wiele części zakwalifikowanych do wymiany, to tanie zamienniki, które nawet nie są dostępne w podanej przez ubezpieczyciela cenie (okładzina i wspornik zderzaka, reflektor LED, oraz błotnik) - w ustaleniu wartości części oryginalnych zastosowano "urealnienie" (55%) - to nic innego jak wyliczenie ceny części z amortyzacją. Sądzę także że zastosowano rabat od całości kosztu naprawy, ale brakuje paru stron tego kosztorysu. Pozdrawiam..
  13. Kolego, właśnie ten podpis powoduje, że unikam pisania bzdur. A co do kawałka deski... może to być kamień, parę garści ziemi, czy cokolwiek innego, byle zwiększyło prześwit auta. Jak się kolego zakopiesz w błotku na gruntowej drodze, to szarpiesz, aż spalisz sprzęgło, czy szukasz gdzieś pomocy?
  14. Choć istnieje możliwość dochodzenia roszczeń od zarządzającego terenem, lub jego ubezpieczyciela, to raczej nie robiłbym sobie nadziei. Gdyby do zdarzenia doszło podczas jazdy i szkoda powstała wskutek wpadnięcia w dziurę, to i owszem, ale... mamy tu przypadek, kiedy to kierujący doprowadził do powstania szkody, podczas wykonywanego manewru cofania z dziury. Zatem wiedział, że wpadł w dziurę i nie sprawdził, czy podczas cofania nie uszkodzi pojazdu. Mógł bowiem podłożyć pod koło kawałek deski i nie było by problemu. Trzeba to dodać, że odszkodowanie (z wyjątkiem szkód likwidowanych z AC) wypłacane jest na zasadzie winy. Winą może tu być zaniedbanie zarządzającego terenem (nie oznaczył, nie usunął zagrożenia), ale skoro już auto wpadło w dziurę i nic się nie stało, a szkoda nastąpiła podczas wyjeżdżania z dziury, to mamy do czynienia z winą kierującego. Pozdrawiam.
  15. Do schroniska dla zwierząt w Kijowie przychodzi kobieta i mówi: - Przejeżdżałam autem obok lotniska i zobaczyłam błąkającą się po polach suczkę husky. Była mocno wychudzona, przestraszona i smutna. Biegałam za nią po polu z godzinę i choć była trochę agresywna, to.w końcu udało mi się ją złapać. Zaopiekujecie się nią? Do jej auta podchodzi dyżurujący weterynarz i patrzy, a tam duża szara wilczyca... A ruskie z takimi ludźmi chcą wygrać wojnę
  16. Zderzak warto zdemontować do oględzin. Pod poszyciem zderzaka znajdują się ślizgi, wzmocnienia, zaczepy, które także mogły ulec uszkodzeniu, a czego nie zobaczą, tego i nie policzą. Jeśli zakwalifikują błotnik do wymiany, reflektor do polerowania, a zderzak z dokładką do lakierowania, to możesz liczyć na nieco ponad 2 tys przyznanej kwoty odszkodowania. Natomiast z wymianą zderzaka i reflektora, odszkodowanie powinno przekroczyć 5 tys. Pozdrawiam.
  17. To by było najrozsądniejsze rozwiązanie. Odwołanie - aby było skuteczne - powinno być sporządzone w miarę profesjonalnie. Choć w niektórych przypadkach przekonanie ubezpieczyciela, że ma do czynienia z laikiem bywa dla tego pierwszego zgubne. W tym przedmiotowym przypadku cudów nie należy się spodziewać, bo wedle wszelkich prawideł to jest szkoda całkowita. Zatem kwota odszkodowania będzie stanowić różnicę pomiędzy wartością auta przed szkodą i po niej. Można się jedynie pokusić o podwyższenie wartości auta przed szkodą, ale tu należy wskazać koszty poniesione na doposażenie pojazdu, lub wymianę całych podzespołów. Pozdrawiam.
  18. Proszę o wybaczenie, bo dopiero teraz zauważyłem, że kolega ma na imię Justyna. W razie problemów ze sporządzeniem odwołania, służę pomocą. Taka mała uwaga. Z ubezpieczycielem prowadzimy korespondencję pisemną (mail). Taka korespondencja może być przydatna w ewentualnym procesie sądowym. Pozdrawiam.
  19. Kolego, to jest szkoda całkowita. Rzeczywisty koszt naprawy przekroczy wartość auta przed szkodą. Podejrzewam, że kosztorys sporządzono na podstawie fotek nadesłanych przez poszkodowanego (bez oględzin rzeczoznawcy). Parę uwag: 1. Kalkulacja sporządzona w systemie DAT (jest mało precyzyjny, pomija zastosowane korekty i rabaty, a często także nazwy producentów i dostawców części zamiennych). 2. Rażąco zaniżona stawka rbg (60 zł, podczas gdy średnia stawka przekracza 110 zł). 3. Kosztorys nie uwzględnia konieczności wymiany niektórych części i czynności naprawczych: - pod poszyciem zderzaka znajdują się wzmocnienia , ślizgi zaczepy, które też uległy uszkodzeniu, ale są niewidoczne bez zdemontowania zderzaka, - pokrywa silnika kwalifikuje się do wymiany (róg jest przełamany), nie uwzględniono też jej lakierowania, - na zdjęciach widać uszkodzone nadkole i dokładkę zderzaka, kosztorys nie uwzględnia konieczności wymiany tych części. - nie uwzględniono sprawdzenia geometrii zawieszenia, sprawdzenia szczelności klimatyzacji i kosztu badania technicznego po naprawie. Przy szkodzie całkowitej poszkodowany ma prawo do korzystania z samochodu zastępczego (od zdarzenia, do otrzymania odszkodowania, plus 1-2 dni na znalezienie i zakup innego auta. Samochód zastępczy można wynająć nawet od sąsiada (potrzebna umowa najmu). Korzystanie z auta zastępczego przyspiesza proces likwidacji szkody, bo generuje koszty po stronie ubezpieczyciela. Pozdrawiam.
  20. Żona pyta męża. - Nie wiesz co tak łupnęło w nocy? - Ubranie. - Ale to był straszny huk!? -A... bo nie zdążyłem zdjąć...
  21. Nie wiem czy śmieszne, bo prawdziwe. Żona zapomniała wczoraj zajrzeć do zamrażalnika, wskutek czego zaistniała nagła potrzeba zakupienia czegoś na obiad. Zapytała grzecznie na co mam ochotę, więc odpowiedziałem, że chętnie spędzę niedzielę z żoną w łóżku... Niestety żona miała inne plany, które byłem zmuszony skonfrontować z moimi, a w zasadzie zaakceptować te nie własne...Tuż po 9 tej udaliśmy się zatem po mrożonego dorsza, brokuły i paczkę frytek do Lidla (niedziela handlowa), odległego od miejsca zamieszkania o całe 200 m. W tym celu musiałem odśnieżyć auto -na szczęście nie trzeba było skrobać szyb - i zagrzać go. Rozumiecie chyba, że nie mogłem pozwolić, by tak dystyngowana kobieta taszczyła w niedzielę siaty z zakupami. Już po niecałych 10 minutach oczekiwania, małżonka pojawiła się u drzwi... włączyłem jeszcze podgrzewanie fotela pasażera, bo co jak co, ale do dziś pamiętam słowa tatusia, że świat się kręci koło d*py... Jak ktoś ma pecha, to mu kamień z serca spada prosto na odcisk, no i taki pech właśnie mi się przytrafił. Otóż w lidlu były promocje. Żona z zapale zakupowym kupiła po dwa komplety przyborów kuchennych (jakieś łyżki cedzakowe, noże do filetowania, łopatki do naleśników itp). Przy okazji dowiedziała się, że drugim lidlu są promocje na zabawki, gry planszowe i kolorowanki dla dzieci, co porządnej babci nie mogło ujść uwagi. Po około pół godzinie pojawiła się z zakupami (ja zwykle siedzę w aucie nie uczestnicząc w zakupach, by nie rozpraszać zbytnio małżonki). Tak więc nie mogłem podekscytowanej małżonce odmówić okazji zwiedzenia drugiego lidla... No i znów przysłowiowy kamień z serca spadł... no wiecie... Towar już przebrany, niewiele zostało... No cóż, bywa. Ruszamy - o naiwności ludzka - sądziłem, że do domu, ale nie... Nie mogłem odmówić grzecznej prośbie małżonki, by odwiedzić jeszcze Lidla w Rybniku (daleko nie jest, jakieś 12 km), więc... wiecie... Po kolejnych 30 minutach spędzonych w aucie na sklepowym parkingu, zobaczyłem uszczęśliwiona małżonkę pchającą wyładowany zabawkami wózek. Oczywiście pomogłem towar wyładować, odwiozłem też wózek na miejsce i ruszamy w drogę powrotna. No wiecie, jak toś ma pecha, to mu kamień... z serca... na odcisk...Dowiedziałem się, że małżonka w szale zakupów nie kupiła rzeczonego dorsza, ani frytek, jak również brokułu. Chcąc nie chcąc, wróciliśmy do pierwszego lidla (tego najbliżej domu), gdzie po dorszu zastała już tylko kartka z ceną...Nie było też sensu kupować brokułu i frytek, a że już minęło południe plany obiadowe przesunęły się na kolację, na którą na prośbę małżonki przygotuję placki po węgiersku... Wyjęta z zamrażalnika szyneczka z dzika już chyba będzie się nadawać do krojenia, bo wstawiłem do letniej wody, więc tylko naskrobać i zetrzeć ziemniaczki, cukinię, cebulę, doprawić i wiecie... W przypływie radosnych uczuć powiedziałem małżonce, że na 35 rocznicę ślubu zabiorę ją na wycieczkę na Tasmanię, a na 40 rocznicę po nią wrócę...
  22. A jaki sens miało by takie ograniczenie, skoro przepis zabrania pieszym z korzystania z autostrady?
  23. Też nie do końca. Raczej masz tu na myśli zadupia Rosji, gdzie mieszkańcy na widok radiowozu ciasto pieką i otwierają flaszki. W tych bardziej cywilizowanych rejonach też się nie da w pełni korzystać z "wolności". Wiesz, na studiach z rekonstrukcji wypadków jeden z wykładowców (dr nauk medycznych) też znalazł argument. Wskazał nam (słuchaczom) wyniki badań, z których wynikało, że potrącenie pieszego przy prędkości około 50 km/h prawie zawsze kończy się śmiercią, ale już przy prędkości powyżej 80km/h potrącony przez samochód osobowy pieszy, zwykle przelatuje ponad dachem auta i spada na asfalt. Ma połamane nogi, miednicę, ma obrażenia wewnętrzne, ale żyje! Odpowiedziałem; ale kierowca, który potrącił przekraczając o 30 km prędkość dopuszczalną siedzi...
  24. A ja się mogę zgodzić z takim rozumieniem pojęcia wolności. Wbrew pozorom te 30 km mniej czy więcej robi kolosalną różnicę. Ty widzisz pustą drogę i wciskasz gaz, a tu spora dziura w jezdni, z krzaczków wybiega dzik, zawiany grzybiarz wtoczył się na drogę... Może się uda ominąć i nic się nie stanie, a co jeśli nie? Te 30 km mniej często pozwala przeżyć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...