Przedwczoraj przydarzyła mi się dziwna sytuacja, w pewnym momencie nacisnąłem na pedał hamulca po czym pedał wpadł w podłoge, moja pierwsza myśl - pękł przewód hamulcowy i płyn sie wylał przy hamowaniu, wiec zatrzymałem się, zaciągnąłem hamulec ręczny i on gdy zawsze łapał mi na ok 4 ząbki tak wtedy zaciągnąłem go bardzo wysoko, gdy wysiadłem w oczy rzuciła mi się Bardzo święcąca, rozgrzana tarcza hamulcowa lewego tylnego koła (pozostałe były Ok)
Od razu zdjąłem koło, ale nic ciekawego tam nie zobaczyłem, żadnego wycieku ani nic takiego, po czym gdy to sie troche ostudziło pedał hamulca jak i ręczny zaczął działać tak jak wcześniej i do tej pory jest OK, nie grzeje się.
Żeby nie było, nie czułem w ogóle ze któreś koło hamuje, nic nie było odczuwalne.
Powiedzcie mi dlaczego nie odbiło klocków i cały czas tarły o tarcze?
I dlaczego pomimo tego że zacisk sie zablokował, pedał hamulca był miękki (przy samej prawie podłodze hamował normalnie z tym że bardzo nisko)
i dlaczego ręczny był tak luźny?