Pewnego wtorku przyjeżdżam z kumplem wymieniać drzwi frontowe u babki - babka tam generalny remont robiła, drzwi, kuchnia, malowanie, etc. Akcja oczywiście w GB. We wtorek rano szarpiemy drzwi, babka dzwoni do gazowni, że ma awarię, a raczej brak gazu, a w poprzedni piątek była u niej firma i podłączała ją do rozdzielni na ulicy. Wcześniej miała kuchenkę elektryczną, więc gazu nie potrzebowała, a że postanowiła kupić nową gazową, to i wypada gaz podłączyć. Wróćmy do sedna. W piątek przyjechali do niej panowie, podłączyli gaz, kuchenka działa, wszystkie palniki się palą. Kobita zadowolona gotowała cały weekend, w poniedziałek wieczorem nie ma gazu. No to dzwoni do firmy jak się okazało "krzak" (czyt. pojawić się, skasować i zniknąć), a że się nie dodzwoniła, to zadzwoniła do kolejnej. Przyjeżdżają panowie, oglądają kuchenkę - no bardzo ładna - połączenia rurek - wszystko cacy, idą do rozdzielni na ulice - nawet nie ruszona... No to rozpoczynają wykopaliska. Wykopali może 2,5 metra od budynku na głebokość jednego metra i z podnieceniem cisną "faki" i "szity". My nie wiemy o co chodzi, paCZymy - a oni wyciągają dziesięcio kilową butlę z gazem, do której polaczki pociągnęły rurkę od gazówki... Mina właścicielki chaty - bezcenna, a my uciekliśmy na drugi koniec chałupy żeby się wyśmiać pół forum leżało z tej historii, że to tutaj nie trafiło, to się dziwię
---------- Post dopisany at 21:07 ---------- Poprzedni post napisany at 21:06 ----------
Błagam Cię, nie mów, że normalną ręczną lutownicą to robiłeś