Z najnowszego felietonu Pshemka : Miejsce w składzie West Bromu stracił Grzegorz Krychowiak, choć dopiero co wydawało się to niewiarygodne. Co gorsze, stało się to w okolicznościach podwójnie niekorzystnych dla Polaka – drużyny nie prowadził już zwolniony Tony Pulis, wielki orędownik sprowadzenia naszego reprezentanta z PSG, a na dodatek The Baggies stawili czoła Tottenhamowi i on nie miał w tym udziału, nie wchodząc nawet z ławki. I tak oto, nagle i niespodziewanie, Adam Nawałka znów ma problem, bo przecież Krychowiak jest kluczowym piłkarzem kadry, a zbliża się mundial. Nie wiem, co leży u podłoża takiej, a nie innej decyzji Gary’ego Megsona. Nie mam też pojęcia, czy nowy trener Alan Pardew będzie przed Grześkiem padał na kolana, jak czynił to Pulis, natomiast coś jest tutaj nie halo, ewidentnie. To syndrom, który czasem dopada graczy na wypożyczeniach, a jeszcze bardziej piłkarzy, którzy przyszli z dużego klubu do małego. Wydaje im się niekiedy, że są lepsi od innych, że więcej im się należy, a miejsce w składzie jest formalnością. Granica pomiędzy pewnością siebie, a odbiorem przez innych tego jako pycha jest cienka. Mam nadzieję, że to nie jest syndrom, który dopadł naszego pomocnika. Bo liga angielska po stokroć woli jeżdżącego na wślizgu do krwi Irlandczyka, czy Walijczyka wymac**jącego łokciami z obłędem w oczach, niż kogoś, kto mógłby powiedzieć, że jest od nich obu lepszy. Innymi słowy – dopóki nie jest się diamentem na miarę Balotellego, trzeba zapieprzać. Zresztą, nawet Super Mario Premier League przeżuła i wypluła. Na czucie się wirtuozem są pewnie lepsze miejsca: Arsenal, Manchester City, Manchester United, Tottenham, Chelsea, Liverpool. Z tego co jednak kojarzę, żaden z tych klubów nie wziął Grzegorza do siebie. Paryż mógł być trudną lekcją piłkarskiego życia, bo nie grać tam to żaden wstyd. Natomiast brak regularnych występów w WBA byłby Wybitnie Bolesnym Auć.