Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie jest to pomysł ratunku, po wyskoczeniu kontrolki oleju na trasie sunąc z maksymalną prędkością jaką wydoi 1.8 T - RIP Turbo [*] - i stanowczo odradzam w takim wypadku jakiekolwiek półśrodki.
Męczy mnie trochę temat, bo do tej pory nie zaglądałem do miski. Ciśnienie oleju planuje dopiero zmierzyć, ale trochę się to odwleka - między innymi z powodu położenia czujnika ciśnienia oleju, które udało mi się w końcu odkryć po zrzucenia kolektora dolotowego. Jakby na to nie patrzeć przyjemniej wykonywałoby się tą operację w AFNie jak w naszych 1.8 .
Przechodząc do sedna - naszła mnie ostatnio taka myśl czy nie można by zapobiegawczo czymś poprostu zalać miski, żeby rozpuścić osady w niej znajdujące się, jak i trochę syfu ze smoka. Zalanie michy samą płukanką było by kosztowne, więc padł pomysł na ropę. Utwierdziłem się trochę w tym wyborze po obejrzeniu tego filmiku: LINK . Pytanie teraz czy taki zabieg ma sens - zalanie miski, nie płukanka ropą (na to bym się nie odważył przy hydropopychaczach, i napinaczu łańcuszka) - oraz jakie może mieć to negatywne skutki? Jedyne co mi się nasuwa to, że sama spływająca później ropa będzie miała za małą "energie jakąś tam", żeby zabrać ze sobą cały syf z miski, a tym bardziej to co w sitku smoka, ale z drugiej strony ropa powinna chyba wszystko na tyle rozpuścić, żeby cały pozostały syf przeleciał bezproblemowo przez smok, przeleciał przez pompę i zatrzymał się na filtrze oleju?