z Eurosportu:
Brazylia, która ani raz na tym mundialu nie pokazała, że jest drużyną godną półfinału mistrzostw świata, zwyczajnie musiała wreszcie zderzyć się z kimś, kto pokaże jej miejsce w szeregu. Z Chorwacją wygrała dzięki dużej pomocy sędziego, Meksykowi nie potrafiła wcisnąć bramki, Kamerun rozbiła, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie traktował tego rywala poważnie. W fazie pucharowej wciąż się ślizgała - z Chile zwycięsko pobiła się na karne, a Kolumbię zwyciężyła w sposób wyjątkowo brzydki dla oka - zamieniając finezyjną grę, z której Canarinhos byli znani - na faule i wybijanie rywalom piłki z głowy. Choć dominowała prowizorka, dopóki grał Neymar, wszystko jakoś funkcjonowało. Gdy go zabrakło, reszta drużyny wyglądała jak dzieci we mgle. Albo jak po prostu dzieci, którym na podstawie sadystycznych metod wychowawczych kazano grać z zawodowcami.
nic dodać, nic ująć ....