Piotr Wołos w PS i jego nie zawsze futbolowe opowieści i anegdoty:
"Za komuny do Puszczy Białowieskiej przyjechał dewizowy myśliwy z Niemiec. Zapowiedział solidną zapłatę markami, ale wyłącznie za ustrzelenie niedźwiedzia. Nie dał sobie wytłumaczyć, że w tej puszczy nie ma niedźwiedzi. Wiele, wiele lat wcześniej zostały wybite – wyjaśniali leśnicy. Ale Niemiec był uparty, a kiedy wymienił sumę, którą miał zamiar zapłacić, leśnicy zdębieli i postanowili coś wykombinować. Podzwonili tu i ówdzie i jeden telefon wybitnie ich ucieszył. Kolega po fachu przekazał informację, że w pobliskiej Hajnówce stacjonuje cyrk ze Związku Radzieckiego i on już rozmawiał z szefem cyrkowców. – Mają „na stanie” starego jak świat niedźwiedzia, którego chętnie opędzlują za solidne pieniądze – powiedział. Po odjęciu kosztów za niedźwiedzia i tak kupa kasy obiecanej przez Niemca zostanie, wykalkulowali leśnicy. Nazajutrz, wspólnie z niemieckim myśliwym podjechali rowerami pod ambonę, z której zachodni gość miał oddać celny strzał do wiekowego zwierzaka. Niedźwiedź został nagoniony na polanę, Niemiec wypalił, niestety oko zawiodło, wszak kula przemknęła obok, lecz huk potężnie wystraszył niedźwiedzia, który podbiegł do ambony... wsiadł na rower i pojechał w las. W końcu to był cyrkowy niedźwiedź... Największe zaskoczenie dotknęło Niemca, który widząc jak niedźwiedź odjeżdża rowerem w głąb lasu oszołomiony spadł z ambony łamiąc nogę. I tak oto niedoszły kat zamienił się w ofiarę”.