Gdyby,tak było w Polsce,to pan instruktor/egzaminator wspaniałomyślnie wziął by do kieszeni po czym ochoczo uchlał się z szefem.Kierowca zaś zmuszony do podpisania umowy lojalności na 99lat,a o istniejących przepisach dowiadywał by się na radiu lub uniwersytecie parkingowym od równie niewyszkolonych starych dziadów zdobywających doświatczenie życiowe na kombajnie w PGRze,
Tak poważnie,to zależy od firmy. Robiłem ostatnio licencję na przewóż żywych zwierząt,to za wszystko płaciła firma,chociaż kwitek jest dożywotni.
Repińscy,też opłacali wszystkie kursy,a jak trzeba było dojechać,to firmowym autem.
Druga sprawa,to,że większość szefów w PL buja się na stereotyopach,ich zdaniem kierowca ma lewą kasę,to niech płaci.
Fakty są takie,że zaczyna brakować ludzi w zawodzie i ''obozy pracy'' będą musiały zmieniać się na miejsca pracy dla ''białych ludzi''...Mam znajomą w UP,która twierdzi,że brakuje chętnych na kursy z dotacji,coraz mniej ma ochotę na gnicie w budzie po 3tygodnie,czy pracę na wózku widłowym za tysiąc pięćset z niedzielami.