Czytam i nieco nie dowierzam:
-nie bierz prawnika, bo potrwa/obrażą się/sąd
-powiedzieli, usłyszałem
Ja bym chyba z miejsca brał prawnika, bo auto zabrane, a reszta w większości to zapewnienia NA GĘBĘ. Na zasadzie "tak tak pani Basiu, oczywiście sprawa nowego mopa dla pani jest dla nas priorytetem. Ale to musi potrwać, wie pani jak to jest. Cierpliwości, zapewne wszystko szybko się rozstrzygnie" :/
Potem się okazuje, że "źle pan usłyszał, ja tak nie mówiłem, niemożliwe -to by było niezgodne z prawem, coś pan pokręcił, a z kim pan rozmawiał" itp. itd.
Ludzie -jakakolwiek reklamacja inaczej przebiega, gdy się ma pismo z pieczątką i podpisem imiennym. Każdy kto kupował auto wie jak niechętnie siedzący i liżący sobie z nudów na komisie wora koleś cokolwiek konkretnego o aucie napisze. "Nie mam czasu", a przez telefon to może pier... godzinę i na to ma czas. A na miejscu... tadam :E
Po coś są te zapisy "...nie stanowi oferty..." i morze kitu w opisach. Gęba to gęba -jakby na wodzie pisał :/
Chociażby już mailowa korespondencja -mail może mieć rangę dowodu w określonych sytuacjach.
Liczyć na dobrą wolę dealera można(hehe, pełno jest przykładów jak to się ma do realiów), lecz proponowałbym się zabezpieczyć. Najpierw poprosiłbym o wszelkie ich wyjaśnienia w potwierdzonej formie pisemnej. Albo o podpisaną i podbitą odmowę z uzasadnieniem. Napisałbym im takie pismo i dał do pokwitowania przy odbiorze(pieczątka i podpis), że proszę o jasne stanowisko dealera. I że w związku z tym, że nie posiadam żadnych trwałych i konkretnych informacji/zapewnień ani... auta rozpatruję możliwość zatrudnienia prawnika.
Czy coś w tym stylu.
Już nie jeden po fakcie jęczał "mogłem wziąć prawnika", a oni mieli swoich i nimi kierowali.