Skocz do zawartości

hak64

Pasjonat
  • Postów

    70
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez hak64

  1. Wiesz, do dziś funkcjonuje taki kawał, mający swą genezę jeszcze w komunie: "robotnik zapiernicza z pustą taczką po placu budowy, bo mu tak normy wyśrubowali, że nie ma czasu załadować". Może i powinien, ale jak to niechętnie wspomniano we wcześniejszych postach, takie, bądź podobne przepisy funkcjonują w wielu krajach europejskich. Przecież tam także prócz słonego mandatu, zatrzymują prawa jazdy. można by się jedynie kłócić, czy to zatrzymanie ma być obligatoryjne, czy fakultatywne. W naszym kraju od dawna funkcjonuje przepis, w myśl którego, nietrzeźwym kierującym zatrzymuje się prawa jazdy i jednocześnie sporządza dokumentację procesową do ukarania w sądzie. Więc to żadna nowość Przytaczany przez Ciebie argument . nie ma więc racji bytu. Zatrzymanie uprawnień nie jest kolejną karą nakładaną za ten sam czyn, jest karą dodatkową, która jest osadzona w naszym prawie od niepamiętnych lat. To samo można by przecież powiedzieć o mandacie i punktach karnych. Skoro mandat, to dlaczego jeszcze punkty? Mało tego niektóre czyny pociągają za sobą i dalsze konsekwencje. Jeśli bowiem kierujący bez uprawnień, czy z sądowym zakazem prowadzenia pojazdów spowoduje wypadek, to może być ukarany za wykroczenie "kierowanie bez uprawnień", jak również za przestępstwo z art 177 kk i jednocześnie zostanie wszczęte postępowanie administracyjne (skierowanie na badania lekarskie, w celu orzeczenia zdolności do kierowania pojazdami. Dalszą konsekwencją może być regres ubezpieczyciela na sprawcę wypadku (wypłacone poszkodowanym odszkodowanie podlega zwrotowi i płaci za to sprawca).Odwracając kota ogonem. Policjanci mają gorzej, bo prócz odpowiedzialności karnej mają jeszcze dyscyplinarną. Zwykły "zjadacz chleba", za spowodowanie wypadku dostaje wyrok w zawieszeniu i jakąś tam karę finansową. A mundurowy? ... mundurowy dostaje naganę, traci premię i może stracić pracę (jeśli dopuścił się przestępstwa umyślnie), prócz tego "załapuje" się na wszelkie inne kary przewidziane dla obywateli tego kraju. Jakoś pierwsza część zdania nie trafia do mnie (chyba to nie "po naszemu"). Końcówka, zaś wyraża Twoje subiektywne odczucia. Czyżby zatrzymanie uprawnień wiązało się z dodatkową karą finansową? Może jest jakaś kaucja, opłata wykupu, konieczność zdawania ponownych egzaminów, o których nic nie wiem?
  2. Może zainwestują w motolotnie!? Ty musisz się spieszyć, bo masz fatalne drogi, stoisz w korkach, zamykają ruch, kopią dołki itp, itd, a ja wstaję wcześniej (biorąc poprawkę na wszelkie ewentualności) i choć zwykle jestem w pracy pół godziny przed czasem, to nie robię z tego tragedii. Znam natomiast sporo ludzi, którzy pożegnali się z pracą, bo ich szef uznał w końcu, że zamknięte szlabany, ruch wahadłowy w miejscu wypadku, roboty drogowe, czy też inne, równie "ważne" przyczyny, nie mogą być usprawiedliwieniem dla notorycznego spóźniania się. Czy nie wyciągasz czasem zbyt pochopnych wniosków? W dobie wszędobylskiego podsłuchu, rejestratorów jazdy i innych udogodnień inwigilujących nasze życie, takie zachowania dają praktycznie pewność, że biorący (o ile nie posiada immunitetu), prędzej, czy później, nie będzie spał z żoną, tylko z kolegą z celi...
  3. Jeśli doświadczeniem nazywasz własny przypadek, o którym gdzieś tam wyżej wspomniałeś i własne święte przekonanie, to istotnie nie ma o czym gadać... Co do licencji, to w treści moich postów masz informację o kierunku studiów, zaś 18 lat w drogówce było chyba wystarczającym doświadczeniem dla sądu okręgowego, by wpisać mnie na listę biegłych...
  4. A Ty masz klapki na oczach i tak jesteś skupiony na forsowaniu swojej oceny sytuacji, że podważasz własną teorię. Fakty zaś są takie, że nawet mocno niedouczony policjant musi wysłuchać obu stron konfliktu. Tylko na tej podstawie można przyjąć Przynajmniej prawdopodobną wersję zaistnienia zdarzenia. Po drugie o zajechaniu drogi można mówić wtedy, gdy faktycznie pojazd zmieniający pas ruchu właduje się przed pojazd poruszający się tym pasem i zmusza go do podjęcia manewru obronnego (hamowania, bądź zmiany toru jazdy). Teoretycznie z taką sytuacją mamy do czynienia. Ale tylko teoretycznie, bowiem nie udało nam się wykluczyć możliwości .Podkreślam raz jeszcze, że obowiązkiem biegłego jest obiektywne zbadanie wszelkich faktów mogących mieć wpływ na zaistnienie i przebieg zdarzenia, przy czym biegły nie wskazuje winnego - wskazuje fakty mówiące o takiej, a nie innej możliwości. Nikomu nie życzę wątpliwej konfrontacji z tendencyjną opinią biegłego (takie niestety bywają, tak jak bywają równi i równiejsi), bo wtedy bez dobrego prawnika trudno o sprawiedliwość. Poniżej masz przykład, jak można manipulować "sprawiedliwością": Byłem dzisiaj u klientki, która 4 lata temu, wykonując skręt w lewo, miała kolizję z wyprzedzającym ją oznakowanym radiowozem policji (z włączonymi sygnałami uprzywilejowania). Pani chciała uzyskać choć częściową rekompensatę za zniszczony samochód i rozstrój zdrowia, ale okazało się to niemożliwe. Jej adwokat "skasował" ją na ponad 8 tyś zł, a jedyne co mu się udało, to doprowadzić do warunkowego umorzenia postępowania za spowodowanie wypadku. Jednak nadal to ona uważana jest za winną. Podczas analizowania dokumentacji z wypadku i dokumentów procesowych, w nieco ponad pół godziny stwierdziłem, tyle uchybień proceduralnych i procesowych, że poskręcało mi flaki ze złości (sam byłem policjantem, ale takich przekrętów nie powstydziłby się nawet rozbójnik Rumcajs). Do zdarzenia doszło w terenie zabudowanym, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h, w rejonie skrzyżowania, na którym znajduje się także oznakowane przejście dla pieszych, a bezpośrednio przed skrzyżowaniem, jezdnia oznakowana jest linią podwójną ciągłą. Dla mnie jest rzeczą niepojętą, że w czynnościach na miejscu zdarzenia (z udziałem policjantów) nie uczestniczył prokurator! Niepojęte jest także (i niedopuszczalne), by dochodzenie powypadkowe prowadziła ta sama jednostka policji, z której pochodzili uczestniczący w zdarzeniu policjanci! Powołany do oceny okoliczności wypadku biegły (chyba przebiegły) zupełnie ignoruje osobowe źródła informacji (zeznania świadków), z których dwóch zeznaje, że radiowóz włączył sygnały uprzywilejowania bezpośrednio przed samym wyprzedzaniem i poruszał się z prędkością około 100 km/h lub nawet większą. Za to z uporem maniaka -ów biegły- forsuje własną opinię na temat prędkości radiowozu (65-85 km/h jak widać dość spory rozrzut!), wyliczonej na podstawie, li tylko pozycji powypadkowych i uszkodzeń pojazdów (nie ma ustalonej drogi hamowania, nie ma nawet miejsca kolizji. Przebiegły biegły podaje, że czas reakcji kierowcy to 0,8 - 1,0 s, podczas gdy średnia wynosi około 0,5 s (ta podana przez biegłego dotyczy osób w wieku starczym). Najlepsza była jednak konkluzja opinii, w której biegły stwierdza, że istnieją w p.r.d. przepisy (nie podaje ich) regulujące warunki wyprzedzania, które zostały przez kierującego radiowozem naruszone, tu jednak mamy do czynienia z pojazdem uprzywilejowanym, którego ruch regulują odrębne i szczególne przepisy, których stan jego wiedzy nie pozwala kwestionować. Ludzie kochani, w życiu nie czytałem większych bredni!!! Dziwi mnie jednak, że obrońca oskarżonej, przez trzy lata walczył o złagodzenie wyroku, zamiast skupić się na podważeniu opinii biegłego i zakwestionowaniu poprawności wykonanych czynności procesowych i proceduralnych. Te drugie zwłaszcza są niezwykle istotne, bo jeśli wziąć pod uwagę, że świadek zdarzenia odpowiada na zadane przez policjanta pytania, to nietrudno sobie wyobrazić, że policjant będzie pytał wyłącznie o to, co korzystne dla jego kolegi. To samo dotyczy ekspertyzy biegłego. To policja występuje do prokuratora z wnioskiem o powołanie biegłego, ale to policjant w postanowieniu o powołaniu biegłego stawia pytania, na które tenże biegły ma odpowiedzieć (można więc zapytać, czy zaćmienie słońca na półkuli południowej, miało wpływ na opóźnienie reakcji kierującego radiowozem itd, itp).
  5. Jesteś męczący! Chcę Ci tylko uświadomić, że mnie nie wolno wyciągać tak pochopnych wniosków, jak to Ty zrobiłeś. Oceniając zdarzenie drogowe, trzeba uwzględnić wszystkie okoliczności, mogące mieć wpływ na jego zaistnienie. Dlatego uważam, że wskazanie winnego na podstawie tak skromnego opisu, jak to przedstawił Filip, jest niemożliwe. Żaden profesjonalista nie wypowie się tu jednoznacznie, bo wypowiedź bez zbadania wszystkich faktów podważa profesjonalizm. Niemniej jednak daleki jestem od podważania zdolności jasnowidzów, tyle tylko, że takie ustalenia nie mają znaczenia procesowego.
  6. To mało słyszałeś. Ponadto ja miałem na myśli fakt, że opinia biegłego jest brana pod uwagę przez sąd i to biegły może przyczynić się do wpakowania do pudła kogoś niewinnego. Mogłeś nie przyjąć mandatu, jeśli nie czułeś się winny. Mogłeś także przygotować się do wizyty w sądzie (zgłębić wąski skrawek p.r.d. dotyczący Twojego przypadku) i przedstawić swoje argumenty w najkorzystniejszej dla siebie formie. Policjanci także popełniają błędy, mają wątpliwości i można je wykorzystać w swojej obronie. Nie wiem, co miałeś na myśli, bo to nie "po naszemu"?! Ależ, broń Boże! Żadnej opinii nie chcę robić, zwłaszcza na podstawie tak bogatej dokumentacji, jaką zaprezentował autor posta. To Ty z kolegą wydaliście opinie, ba - wyrok, wskazując kobitę, jako sprawcę. Mylisz się. To organ prowadzący postępowanie (policja, prokuratura) zwykle powołuje biegłego do wydania opinii (nie wyroku, bo to zasadnicza różnica). Zwykle też taka opinia potrzebna jest w przypadkach budzących wątpliwości (nie jest to to tanie, więc tną koszty). Nie zmienia to jednak faktu, ze strony postępowania (zarówno sprawca, jak i poszkodowany), prywatnie i odpłatnie, mają prawo zwrócić się do biegłego o wydanie opinii. Tobie wydaje się prosta, bo opierasz swoją opinię li tylko na zdawkowym opisie autora posta. Ja w tym zdawkowym opisie doszukałem się kilku wątpliwości, a po wysłuchaniu drugiej strony, znalazło by się jeszcze kilka. Zdarzało mi się już wydawać opinie, na podstawie których dotychczasowy winny (wskazany przez policję), okazywał się być poszkodowanym. Zdarzało się również, że wskutek rażących zaniedbań (może celowych), ujawnionych i wykazanych w opinii, policjanci pożegnali się z pracą. Mając powyższy (opisany przez Filipa) przypadek na uwadze, nie mam podstaw twierdzić, by do zdarzenia doszło wskutek ataku terrorystycznego, błędnego wskazania przyrządów pokładowych, czy też nagłego niekontrolowanego pojawienia się brzozy na horyzoncie...
  7. Postawią jeszcze więcej fotoradarów, kamer na skrzyżowaniach, podniosą jeszcze ceny mandatów, wprowadzą obowiązek odbycia płatnych szkoleń, dla tych co prawko utracili i znów będzie kasa. Nie bardzo rozumiem o co tyle krzyku? W ciągu ostatnich 10 lat, tylko raz zdarzyło mi się zapłacić mandat. Wiem, powiecie że byłego gliniarza nie będą karać, jednak na dachu nie mam koguta, ani lizaka za szybą, a na palcach jednej ręki mogę wyliczyć ilość kontroli drogowych...
  8. Każdy wniosek powinien być poparty dowodami. W moim fachu można łatwo kogoś wpakować do pudła, a oparcie opinii na domysłach skutkuje zwykle wykluczeniem z zawodu. Do wydania opinii - choćby tylko prawdopodobnej - potrzebne są zeznania obu stron postępowania i jeszcze parę innych "drobiazgów", o których nie wspomnę, bo nie zamierzam się tu doktoryzować.
  9. Panowie, Powiedzcie mi w takim razie czy dożyję narodzin moich prawnuków, bo obaj bawicie się w jasnowidztwo! Jesteście pewni, że zmiana pasa ruchu nastąpiła bezpośrednio przed pojazdem kolegi Filipa? Czy wjeżdżanie na skrzyżowanie przy żółtym świetle jest dozwolone? Czy przypadkiem nie było tak, że kolega Filip widząc sygnalizator i koniec "zielonego", nie przyspieszył "bo jeszcze zdążę"? Czy nie mogło być tak, że pani z Golfa poprawnie zakończyła właśnie manewr wyprzedzania auta Filipa, tylko on skupiony na sygnalizacji, nie zauważył że był wyprzedzany? Czy nie mogło być także tak, że Golf poruszał się obok Audi Filipa sąsiednim pasem z tą samą prędkością, pani z Golfa, będąc nieco z przodu zmieniła pas ruchu bo była pewna, że Audi będzie przed skrzyżowaniem hamować tak jak ona, a nie przyspieszać?Jeśli znacie panowie odpowiedzi na wszystkie te pytania, to znaczy, że ja niepotrzebnie straciłem 7 lat studiów (z tego 2 lata podyplomowo "rekonstrukcję wypadków drogowych")...
  10. Nie wydają takich potwierdzeń. Co najwyżej zeskanują kopię umowy i dołączą do informacji systemowej. Święty spokój będzie miał dopiero po zarejestrowaniu pojazdu przez nabywcę. Do tego czasu nadal będzie figurował w systemie, jako właściciel.
  11. To efekt rozładowania akumulatora, ale trzecie zdanie, świadczy o przepalonej uszczelce.
  12. Krótkie pisemko z wyjaśnieniem i skan umowy sprzedaży powinien wystarczyć, by odpuszczono Ci ten "grzech". Co do przyszłych, to sytuacja może się niestety powtarzać, bo poszczególne jednostki Straży Miejskich, czy ITD nie będą miały wiedzy, kto jest obecnym właścicielem pojazdu. Istotnie nie jest to wymagane, bo w dokumentacji systemu KSIP, nowy właściciel pojawi się dopiero po zarejestrowaniu przez nabywcę.
  13. Istnieje też możliwość, że to świeca jest wadliwa i wypadają zapłony. Wymień świece, albo przynajmniej zamień miejscami.
  14. Nie napisałeś najważniejszego! Czy napisałeś oświadczenie o spowodowaniu kolizji i kobieta z Golfa będzie zgłaszać szkodę u Twojego ubezpieczyciela, czy też dogadałeś się z nią i wypłacasz jej kasiorę z rączko do rączki. Jeśli ten pierwszy przypadek, to zgłoszenie szkody w Golfie i tak pociągnie za sobą utratę zniżek (u ciebie), tak więc w tym przypadku zgłaszaj swoją szkodę z AC i masz wtedy szansę, że wypłacona kasiora zrekompensuje wydatki i utratę zniżek. Jeśli ten drugi przypadek, to daj sobie spokój ze zgłaszaniem szkody z AC, bo skoro masz możliwość naprawienia auta za cenę 300 zł, to nie warto tracić zniżek.
  15. Tu niestety masz rację, ale to historyczna spuścizna. Okres zaborów i ruskiej okupacji zrobił swoje, wtedy bowiem łamanie prawa było przejawem patriotyzmu i oporem wobec okupanta. Prawdę mówiąc to i dziś możemy się doszukiwać takich zachowań, w stosunku do niektórych unijnych dyrektyw... ale nie o tym, ten temat. Jak wspomniałem już we wcześniejszym poście, należy się dostosować do nowych przepisów, choćby tylko z racji poprawy bezpieczeństwa innych użytkowników drogi. Niewielu zdaje sobie sprawę, że czas potrzebny do zatrzymania pojazdu, to nie tylko droga hamowania. Do niej bowiem należy doliczyć jeszcze czas reakcji kierowcy i czas kasowania luzów w układzie hamulcowym. Oba te czasy wynoszą średnio około 1-1,4 s. Czy to ma znaczenie? Oczywiście, że ma! Pojazd poruszający się z prędkością 50 km/h, przejedzie minimum 15 m zanim zadziałają jego hamulce! Dla prędkości 100 km/h, będzie to już odległość powyżej 30 m. A jak mają się te wartości do całkowitej drogi zatrzymania? Dla zobrazowania problemu wrzucę parę przykładów: prędkość 30 km/h, w ciągu pierwszej sekundy pojazd przejedzie około 11 m, plus 5 m samo hamowanie - wynik ~16 m prędkość 50 km/h, 1 s, dystans 15 m i 13 m drogi hamowania - wynik ~ 28 m prędkość 100 km/h, 1 s, dystans 30 m i blisko 50 m drogi hamowania - wynik ~ 80 m A teraz ciekawostka. Przy prędkościach powyżej 120 km/h droga potrzebna na całkowite zatrzymanie pojazdu jest dłuższa, niż prędkość z którą się pojazd poruszał. I tak dla prędkości 130 km/h droga potrzebna do zatrzymania to około 140 m, a dla prędkości 150 km/h, potrzebujemy ponad 170 m na całkowite zatrzymanie pojazdu. Nie chcę sprawiać bólu, tym którzy wolniej myślą, ale wyobraźcie sobie, że to wy chcecie przejść przez ruchliwą drogę. Widząc nadjeżdżający pojazd w odległości ponad 100 m, wchodzicie na przejście i ... będziecie mieli szczęście jeśli pokonanie drogi zajmie wam mniej niż 4 s, bo potem to wy możecie być pokonani...
  16. Sprawdź na postoju, czy załącza się wentylator chłodnicy. Jeśli z tym jest OK, to pozostaje uszczelka głowicy. Można ją wykluczyć sprawdzając płyn w zbiorniczku wyrównawczym, na zawartość CO2. Przepalona uszczelka może powodować, że ciśnienie spalin gotuje i wywala płyn.
  17. Rachunki, czy faktury, to tylko pobożne życzenie ubezpieczyciela. Skoro cały, sprawny samochód mogę kupić na podstawie odręcznie napisanej umowy, to tym bardziej mogę kupić jego części, czy podzespoły. Co prawda ulubioną praktyką ubezpieczycieli stało się wysyłanie pisemek z odmową wypłaty świadczenia, ale jeśli jest o co grać, to trzeba podjąć walkę i skierować sprawę do sądu. Kiedyś pomagałem znajomemu z jego Golfem III, którego ubezpieczyciel wycenił na nieco ponad 4 tyś, a wypłacił 2,9 tyś (reszta to wartość wraku). Auto miało sportowe, gwintowane zawieszenie, tuningowany silnik mocniejsze sprzęgło, skrzynię i hamulce (koszt tych podzespołów przekraczał 7 tyś nie licząc robocizny). Po kilku miesiącach walki ubezpieczyciel się poddał (dostał pozew do sądu) i wypłacił jeszcze równowartość 2000 euro (sprzedający podzespoły użyte do tuningu, był zameldowany w Niemczech). Nie rób tego, bo to przestępstwo. Jeśli taka sprawa wyjdzie (a może wyjść, jeśli ubezpieczyciel naśle na lakiernika skarbówkę), to mogą cię oskarżyć o wyłudzenie odszkodowania. W przypadku, gdy naprawa została faktycznie wykonana, to zarówno mechanik, blacharz, jak i lakiernik może napisać oświadczenie, że w okresie od...- do... wykonywał usługę wymiany, naprawy, lakierowania takich, a takich elementów, w takim, a takim pojeździe, własności takiego, a takiego. Za swoją pracę otrzymał wynagrodzenie w kwocie.... Oczywiście, aby takie oświadczenie miało cechy dokumentu urzędowego, musi ono zawierać personalia wykonującego usługę, datę wystawienia (może być obecna, bo oświadczenie może być sporządzone po fakcie), oraz podpis. Podobne oświadczenie sporządza właściciel pojazdu i stwierdza w nim, że: " w związku ze szkodą w moim samochodzie m-ki.... nr. rej.... zaistniałą w dniu...... w miejscowości..... zleciłem wykonanie naprawy pojazdu panu......, który wykonał usługę z powierzonych (zakupionych przez zleceniodawcę) materiałów i za roboty blacharskie otrzymał wynagrodzenie..... następnie oddałem pojazd do lakierowania, do warsztatu pana...... który za usługę malowania otrzymał wynagrodzenie..... I oczywiście podpis. Nie bawcie się w żadne przekręty, bo to, że ubezpieczyciel Was"strzyże", nie świadczy, że Wam też wolno to robić. Ubezpieczyciel poddaje w wątpliwość zasadność Waszego roszczenia i dlatego odmawia wypłaty świadczenia. Jeśli jednak Wam udowodni lewe faktury, czy zatajenie wcześniejszych nienaprawionych uszkodzeń, to zrobi Wam sprawę karną o wyłudzenie... Pozdrawiam
  18. A nie lepiej dostosować do nowych przepisów? Mnie też się czasami spieszy, ale jeśli przekraczam, to max o 20 km/h (miśki zwykle ustawiają taką tolerancję). Ma to też inną, wcale nie mniej cenną zaletę. Tu odpukać w niemalowane... gdyby jednak doszło do wypadku, to w opinii biegłego nie znajdzie się zapis "jazda z prędkością uniemożliwiającą podjęcie skutecznego manewru obronnego na wytworzone na drodze zagrożenie", co daje gwarancję, że nadal będę sypiał z żoną, a nie kolegą z celi...
  19. Nie napisałeś, czy pierwsza szkoda została już naprawiona, czy też nie?! Jeśli tak, to odszkodowanie za drugą szkodę dostaniesz w całości. Jeśli nie, to przysługuje Ci połowa wyliczonych kosztów naprawy (z drugiej szkody). Ubezpieczyciel istotnie może sprawdzić historię szkodową samochodu (choć dane aktualizowane są bodajże co miesiąc i może jeszcze nie być śladu po pierwszej szkodzie). Niemniej nie bawił bym się zatajanie pierwszej szkody, gdyż taki fakt może zostać uznany za próbę wyłudzenia nienależnego odszkodowania. Ponadto rzeczoznawca dokonujący oględzin (o ile jest profesjonalistą) z pewnością zauważy ślady wcześniejszych uszkodzeń, czy napraw.
  20. Da się! Zatrudniasz pracownika na swoje miejsce, albo podpisujesz aneks do umowy o pracę z jednym z pracowników, któremu powierzasz swoje obowiązki i podnosisz pensję (na okres własnej niezdolności do pracy). Wtedy wynagrodzenie tego pracownika będzie twoim utraconym dochodem.
  21. hak64

    eurotax

    Nie! Program uwzględnia różnice w cenach nawet w poszczególnych landach, czy województwach, to samo dotyczy stawki za roboczogodzinę.
  22. Napisałeś odwołanie? Za taki okres, to same utracone dochody (na L-4 nie dostaje się pełnej pensji), przekroczą wartość odszkodowania. . Firmy odszkodowawcze zwykle biorą sprawy w których gra toczy się o kwoty od 10 tyś w górę.Nie mam zbyt wiele czasu, ale jeśli prześlesz mi materiały sprawy, to zajrzę, i spróbuję coś wykombinować.
  23. Niedawno w necie opisany był przypadek, kiedy kierowca TIRa przegapił zjazd. Zatrzymał się kilkanaście metrów dalej i rozpoczął manewr cofania. Nic sobie nie robił z tego, że ktoś trąbi. Cofając uszkodził i przepchnął kilkanaście metrów osobówką, która się za nim zatrzymała! Po czym wjechał we właściwą drogę i odjechał. Poszkodowany zadzwonił na 112 i jadąc za TIRem informował o drodze ucieczki ciężarówki. Znalazł winnego na parkingu kilka kilometrów od miejsca zdarzenia, znalazła go też policja. Facet miał już przygotowaną historyjkę, jak to osobówka zatrzymała się na jego naczepie, jak to z innej osobówki wysiadło kilku facetów i chcieli go wyciągnąć z kabiny i jak to udało mu się uciec. Policjantom przedstawił nawet kierowcę innego TIRa, który rzekomo wszystko widział!!! Sądzę, że bardziej bał się szefa, niż Ciebie (jeśli szef ma kilkanaście, bądź kilkadziesiąt samochodów, to traci zniżki na OC, co dla niego jest większą szkodą, niż wartość Twojej szkody) Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że można nie widzieć TIRA, który mnie wyprzedza za nim jedzie trąbiące i mrugające światłami audi z rozbitym przodem, a ja bujam się traktorem, czytam gazetę, zagryzając kiełbasą...
  24. Zrobiłeś niestety kilka podstawowych błędów. Po pierwsze, nie zatrzymałeś kierującego ciągnikiem rolniczym (miałbyś wtedy świadka zeznającego na Twoją korzyść). Nie zadzwoniłeś od razu na 112 z informacja o zdarzeniu (rozmowy na 112 są nagrywane, więc przekazanie informacji o miejscu, czasie, uczestnikach i świadkach zdarzenia, miało by kluczowe znaczenie podczas ewentualnej rozprawy w sądzie. Takie zgłoszenie spowodowało by podjęcie czynności przez policje zmierzające do zatrzymania uciekającego kierowcy TIRa. Pozwalając tirowi odjechać umożliwiłeś mu wymyślenie własnej linii obrony. Prawdopodobnie tak się właśnie stało i zawodnik zjechał gdzieś na jakiś parking i zgłosił, że jakiś n/n pojazd wjechał mu w zadek, a następnie zawrócił i uciekł (tym sposobem zgłaszając po fakcie sprawę, to Ty znalazłeś się na celowniku). Wreszcie mając tyle czasu nie nauczyłeś się nawet poprawnego nazewnictwa wykonywanych manewrów. Przejeżdżanie obok poruszającego się w tym samym kierunku pojazdu, to wyprzedzanie, a nie wymijanie. Tir zmienił pas ruchu w trakcie, gdy był już wyprzedzany, zmuszając Cię do podjęcia manewru obronnego polegającego na gwałtownym hamowaniu i wymuszonym powrocie na prawy pas ruchu. Nie chcę się bawić we wróża, ale powyższe błędy mogą (choć nie muszą) spowodować uznanie Twojej winy (w zależności od przedstawionej przez kierującego TIRem wersji). Niemniej, życzę powodzenia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...