Co do tych "rurek-oszukiwaczy-sond", to są przynajmniej 3 rodzaje:
długa rurka - zazwyczaj nie zdaje egzaminu;
rurka w kształcie litery L - podobno daje radę;
rurka "pełna" z bardzo małym prześwitem - nie wiem, jak się sprawdza.
Wszystkie mają jedno zadanie - ograniczyć dopływ spalin do sondy. Ktoś w tym miejsu mógłby powiedzieć: "aha - a jak by ją tak na świeże powietrze i niech se dynda np. razem z czujnikiem temperatury z przodu!". No nie jest to takie proste, bo sonda potrzebuje wysokiej temperatury, żeby wogóle zaczęła działać i cokolwiek próbkowała.
I teraz ten przegląd - najprawdopodobniej, jak nie będzie kata, to miernik spalin pokaże, że samochód spełnia normę "EURO I" co najwyżej, a katalogowo powienien przynajmniej EURO IV - może być kupa... ale może faktycznie w takim przypadku trzeba poprostu bardziej przychylnego sprawdzacza znaleźć. Bo w końcu to nie o bezpieczeństwu mówimy, a o ekoterroryźmie. No chyba, że kierowca OOOO jest tak wqrwiony na żółty znaczek, co go w oczy kole, że z tego wszystkiego bezpiecznie jechać nie będzie