Miałem już groźną sytuacje i wiem że gdyby nie esp to pewnie bym tu nie pisał... wyjechał mi idiota wprost pod maske i gwałtownym skokiem uciekłem na pobocze, po to zeby odrazu jak go minąłem, wrócić na szosę milimetry od drzewa (wszystko trwało ze 2-3sek przy ok. 70km/h). Hamować nie było sensu, po wszystkim stanąłem i 10min przywracałem rozzzdrgane nogi do stabilności. Jak już było chwilke po, to ESP miałem zapalone jeszcze jakis czas... wypadło z ustawien? pozniej zgasło samo..