Witam, mam pewien problem. Wieczorem odstawiłem auto, wszystko ładnie śmigało, normalnie się nagrzewał (jak to diesel).
Rano przed pracą odpalam auto - kontrolka o braku płynu chłodniczego, zaglądam pod maskę i faktycznie zbiorniczek pusty, a że nie miałem rozrobionej wody z koncentratem pod ręką to musiałem wybrać rower jako środek transportu. Po powrocie do domu (rano nie widziałem bo było ciemno) zauważyłem wytopioną plamę w śniegu po (patrząc od przodu auta) lewej stronie (między środkiem a lampą przeciwmgielną). Sprawdzałem pod autem, i jedyne 'wilgotne' miejsce to przy misce olejowej, mniej więcej obok wału, stwierdziłem od razu, że pompa walnięta i zawiozłem auto do mechanika (wcześniej dolewając płynu). Samochód stał u niego całą noc, do rana nie uciekła ani kropelka płynu.
Najpierw sprawdził auto próbując je zagrzać, i przez 10 km temperatura skakała z 60 na 90 kilka razy, jak dojechał na miejsce, to chłodnica była zimna, tak jakby termostat trzymał płyn w silniku, co dziwne dosłownie dzień wcześniej normalnie grzał się silnik (miałem nawet wrażenie, że od kilku miesięcy termostat zaciął się na otwartej pozycji).
Próbował też zagrzać silnik na postoju z odkręconym kurkiem ze zbiorniczka, mówił, że przy gazowaniu sikało płynem ze zbiorniczka i to dość obficie.
Co według mnie można wykluczyć : głowica - auto nie przykapca nic (tylko z początku jak jest zimny, ale to norma w każdym aucie), nie zwiększa mi się poziom oleju na bagnecie (wręcz maleje trochę za szybko).
Według mechanika pompa też dobra, bo on żadnego wycieku nie widział, a to co ja widziałem wilgotne to był olej. Stwierdził, że jutro zrobi jeszcze jedną przejażdżkę z podpiętym kompem i sprawdzi dokładnie temperatury silnika i płynu.
A no i żadnych błędów z głowicą komputer nie pokazał.
Pomóżcie chłopaki bo nie wiem skąd ten wyciek płynu, jednorazowy do tego, bo przecież na drugi dzień płynu było tyle ile sie wlało..