Panowie jak co niektórzy wiedzą, trzy miesiące temu wałkowałem temat wałka tzn. wymieniłem go (z powodu telepania silnikiem), a wczoraj wracając z pracy szlag go trafił
Poniżej opisze jak to się stało, a więc rano pojechałem do pracy - auto jak zwykle zapaliło robiąc może pół obrotu rozrusznikiem, w drodze absolutnie nic się nie działo. Podjechałem pod prace, zgasiłem auto i git. Po pracy zapalam auto - znowu pali "na dotyk" no i w drogę, po drodze zero jakichkolwiek problemów, aż do momentu gdy na jednym ze skrzyżowań "złapało mnie" czerwone światła, no więc dałem na luz i powoli dotoczyłem się na luzie pod skrzyżowanie i tu nagle auto gaśnie - ZERO JAKICHKOLWIEK OBJAWÓW, PO PROSTU GAŚNIE Wykonuje parę prób odpalenia i nic, rozrusznik kręci, a silnik jak by chciał, a nie mógł - dokładnie tak jak by paliwa brakło (a w baku full). No więc dzwonie po kumpla i ciągnę auto do najbliższego mechanika, bo myślę pewnie to jakaś błahostka - chłop poduma 3 min. i pojadę dalej. Niestety chłop dumał znacznie dużej, aż w końcu mówi "mierzymy kompresje", myślę co mi tam. I tu wychodzą kwiatki - pierwszy cylinder od chłodnicy 32bar, drugi 0,5bar trzeci 0 (zero!!) , czwartego już nie mierzyliśmy. Niestety zarówno mechanik jak i ja nie mieliśmy czasu auto u niego zostało, a dziś dzwoni z "radosną nowiną" - PĘKŁ WAŁEK ZARAZ ZA PIERWSZYM (od chłodnicy) cylindrem!!!!!
Żeby było jasne - wałek jaki miałem założony to ROUVILLE - nowy, przebieg na nowym wałku ok. 5tys. km ( w tym dwie trasa Kraków->Frankfurt ->Kraków - ~1200km w jedną stronę), data założenia marzec 2014r. (3 m-ce temu)
CDN....