witam.
chciałbym się dowiedzieć czy mieliście "przyjemność" podawać mechanika do sądu i jak wam poszło.
opisze krótko moją historię:
9 grudnia 2014 oddałem samochód na wymianę wariatora, robił to tydzień mimo że mówiłem mu że samochód ma być gotowy na 14 grudnia na wypad do szwajcarii. w bólach odzyskałem auto kilka godzin przed wyjazdem, więc potestowałem, niby jeździło. jak juz wyleciałem w trasę po 350 km wywaliła mi kontrolka oleju, myślę ALT - to normalne, dolewam ... ale 100 km dalej znowu kontrolka. zjeżdzam na parking, sprawdzam olej i nie ma. pod samochodem plama - wali z zaworu ciśnienia oleju ;x
dzwonie do niego, a ten mi mówi żę to nie jego wina i żebym dolewał i jechał (1500 KM!).
wróciłem i od razu zrobiłem mu "wjazd na chatę". dogadałem się z nim że zostawię samochód i wymieni zawór na NOWY z ASO.
po tygodniu brat odebrał samochód, niby igła, silnik chodzi równiutko, olej nie ucieka.
2 miesiące i 5000 km później silnik się odzywa, klekot w tylnej części, myślę łańcuszek i napinacz ( bo zawór "nowy").
zamówiłem części z ASO i bierzemy się ze znajomym za wymianę.
okazało się że zawór jest regenerowany, co więcej, typ urwał jedną śrubę mocującą. rozwierciliśmy to, złozylismy i nadal terkocze. po odłaczeniu zaworu cisza.
wersja w skrócie:
mechanik, popsuł zwór, wymienił na regenerowany, nadal nie działa jak powinno.
co mam przeciwko niemu.
- rachunek z pierwszej naprawy - wariator kupiłem sam.
- stary zawór
- świadka brata i znajomego który słyszał rozmowy z mechanikiem przed i po zdarzeniu.
dopiero w maju wracam do polski i nie wiem co z tym robić, w niezłe koszta się wpędziłem przez gościa.
przez zawór zrobiłem nowe hamulce (zalało olejem stare) alternator, wymieniłem łańcuszek rozrządu i napinacz.