Coś podobnego ostatnio ja przeżywałem, jechałem też jak emeryt - 90 poza zabudowanym, w pogodny dzień przez las. Gdy nagle z lewej strony drogi prosto pod koła wyjechało mi Polo. Dałem hamulec z podłoge, przy około 60-70 odpuściłem i szarpnąłem kierą w ostatniej chwili, jakiś taki dziwny odruch, jak zobaczyłem wielkie oczy kolesia z tylnej kanapy. Niestety, miejsca było naprawde mało, pobocze mało przyczepne i pomimo wielkiej chęci nie dałem rady wrócić na asfalt, ładniutko wyhamowałem sobie w rowie. Wysiadłem, a kolesi już nie było, sp***lili, o ubezpieczeniu mogłem zapomnieć. Poszedłem do pobliskiej wiochy po traktor i pojechałem dalej. Na szczęście straty były niewielkie - połamana osłona pod silnikiem, połamane nadkola, przednia dokładka zderzaka do pospawania i rozszczelniona klima. Z początku wydawało mi się, że ja byłem w jednym kawałku, ale się nieźle jednak szarpnąłem wpadając w rów, głową walnąłem o sufit, kolanem o tunel (pobolało jeden dzień, przestało), gorzej było z lewym łokciem, którym przyłoiłem w drzwi, tydzień mnie zdrowo napitalał. A kolesie zwiali i nawet nie miałem kiedy blach spisać, czy zapamiętać :bicz3:[br]Dopisany: 10 Lipiec 2007, 06:53 _________________________________________________No i w 500. poście opisałem mój pierwszy incedent na drodze