A ja dzisiaj miałem dzień pełen wrażeń. Rano po 7 wstaje, stałem w Belgii na parkingu na stacji. Codzienna rutyna, czyli obejście zestawu czy cały niepocięty itd itp... Jest ok, jade. Ujechalem z 2km słyszę jakieś rytmiczne pukanie. Pomyślałem ze opona na bliźniaku w solo poszła i wali, bo dziwne by było, żeby coś w półrocznym zestawie mogło innego napieprzać... Ale zatrzymałem się na światłach i nadal mam pukanie, co raz to mocniejsze. No to już było wiadomo co jest grane, a raczej kto jest grany na pace solówki. Przewiozłem gnoja 40km slalomem i z hamowaniami, żeby mi nie pukał, bo nie lubię jak mi coś stuka puka albo swieci jakaś kontrolka... Zjazd na parking, rozmowa z biurem na słuchawkach, nóż w ręce i ide otwierać drzwi na solówce. Wyskakuje jedna ciemna głowa, najpierw po angielsku przeprasza, a potem bezczelnie dziękuje za podwózkę :shock: nosz k+^%}}%+*a co za tupet! Jak usłyszał pytanie w jaki sposób się dostał do środka i zobaczył nóż w ręce, to języka mu zabrakło, ale mocy w kopytkach przybyło, żeby spierdzielić. Nic, pojechałem na zrzutkę, stamtąd nigdzie się nie ruszyłem przez ponad godzinę, bo takie wiatry były, że ustawiałem się d*pą do wiatru, żeby w szybę czymś nie dostać, albo żeby mnie na bok nie położyło. Po trochę ponad godzinie wiatr ustał całkowicie, wyszło słoneczko, odpaliłem robura i poszły konie po betonie. Przekroczyłem granice z Holandią, ujechalem jakieś 3-4km w kierunku Tilburga, nie wiem kiedy i skąd przyszedł podmuch wiatru. Poczułem tylko uderzenie, szarpnięcie, solo mi zaczęło wciągać do rowu po przeciwnej stronie, ale prędkość była niska (dojazd do ronda), więc wyhamowałem, trochę mnie też uderzenie shamowało. Wycofałem na swój pas i dalej można się domyśleć. Strażacy itd itp. Efekt końcowy jest taki o: Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk